Reporterzy gazety podejrzeli Andrzeja Leppera i Józefa Oleksego, jak burzliwie o czymś rozprawiali. Czyżby planowali wielki powrót do politycznej gry? A może tylko wspierają się na duchu po tym, jak z hukiem spadli ze świecznika...?
Wtorek, wczesne popołudnie. Warszawska restauracja Prowansja. Oleksy i Lepper debatują już od dobrych kilkunastu minut. Miny mają nietęgie. I nic dziwnego. Były premier wciąż nie może otrząsnąć się po kompromitujących go taśmach Aleksandra Gudzowatego, zaś Lepper liże rany po wyborczej klęsce Samoobrony. Czy ci poobijani politycy postanowili zewrzeć szyki? - zastanawia sie "SE".
O spotkaniu rozmawiają niechętnie. "Dyskutowaliśmy o różnych sprawach. Także o polityce. Nie ukrywam, że znam Leppera i że z nim rozmawiam. To chyba nie przestępstwo" - tłumaczy się Oleksy. Także szef Samoobrony zarzeka się, że niczego nie knuje. "To była luźna rozmowa. Cenię Oleksego za jego wiedzę i polityczne analizy. Chciałem dowiedzieć się, co myśli o obecnej sytuacji powyborczej. I o przyszłości, także Samoobrony" - wyjaśnia przewodniczący partii biało-czerwonych krawatów.
Jakie wnioski dla jego ugrupowania płyną z rozmowy? "Nie ma jednej cudownej recepty. Gdybym wierzył w te wszystkie analizy powyborcze, to już dawno musiałbym przestać działać. Albo nawet skończyć ze sobą. Trzeba zakasać rękawy, ruszyć w teren do ludzi i zacząć wszystko od początku. Tak jak zrobiłem to po totalnej klęsce w 1997 roku" - mówi Lepper.
Szef Samoobrony i Oleksy byli już kiedyś w jednej partii. Obaj należeli bowiem do PZPR. Czy wspólna przeszłość zamieni się we wspólną przyszłość? Przed ostatnimi wyborami Lepper próbował namówić byłego premiera do startu z list Samoobrony. Ten jednak odmówił - odnotowuje "Super Express".
pap, ss