Tani lot premiera

Tani lot premiera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wszyscy widzieliśmy jak premier Donald Tusk wsiadał do rejsowego samolotu Polskich Linii Lotniczych, żeby stawić się z wizytą u amerykańskiego prezydenta Georga W. Busha. Stacje telewizyjne przeganiały się w wyliczeniach, ile to premier zaoszczędzi z kasy państwowej korzystając ze zwykłego samolotu a nie przysługującego mu rządowego. Przestańmy robić z tego sensację, by nie pobudzać do działania wariatów.
Najlepiej sprawę skomentował prof. Zbigniew Lewicki, który był gościem TVN24: "Po co tyle rozgłosu w tej sprawie. W 1992 roku także rejsowym samolotem leciałem z premierem Janem Olszewskim do USA. Jakoś nikt o tym wtedy nie mówił".
Szybko jednak się okazało, że lot choć długi, to z pewnością nudny nie był. Kilka godzin po starcie do amerykańskiego biura LOT-u zadzwonił mężczyzna, który twierdził, że na pokładzie samolotu z polskim premierem jest sześciokilogramowa bomba.
Kiedy samolot podchodził do lądowania na płycie lotniska czekały już na niego zastępy policjantów i agentów specjalnych. Oczywiście okazało się, że żadnej bomby nie ma.
Jeśli już premier Donald Tusk postanowił oszczędzać, to niech to robi i przestańmy się tym niezdrowo ekscytować. Nagłaśnianie informacji, którym samolotem poleci, o której godzinie, w jakim kierunku, rysowanie rozkładu samolotu i informowanie na którym fotelu siedzi tylko pobudzi podobnych wariatów, jak ten który dzwonił z informacją o bombie. Bo albo to ma być normalna sytuacja, że premier stoi w kolejce do internisty albo wyjątkowa i nadzwyczajna i wtedy właźmy wszędzie z kamerami, piórami i aparatami.