"Grozi im za to kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Wśród podejrzewanych jest Polka, Szwajcar, Włoch, Kanadyjczyk i Anglik" - poinformowała PAP rzeczniczka konińskiej policji, Renata Purcel-Kalus.
"Mieliśmy się świetnie. Jesteśmy tylko głęboko rozczarowani, że na nasz protest nie zareagował rząd" - powiedziała Magdalena Figura, która jako jedyna kobieta przebywała od wtorku na kominie.
"Schodzenie trwało kilka godzin. Ekolodzy musieli precyzyjnie spakować swój sprzęt i zachować podczas powrotu na dół szczególną ostrożność" - podkreślił rzecznik prasowy Greenpeace Polska, Jacek Winiarski.
Ekolodzy rozpoczęli akcję we wtorek rano i - ze względu na trudne warunki atmosferyczne - zatrzymali się na setnym metrze 150- metrowego komina odprowadzającego parę wodną do atmosfery. Założyli tam namiot, w którym podgrzewali żywność. Mieli też środki łączności, poprzez które komunikowali się z kolegami na ziemi.
Na komin przedostało się we wtorek w sumie 11 aktywistów, ale sześciu z nich zeszło na dół po około 10 godzinach protestu. Tuż przed rozpoczęciem tej akcji, inna grupa ekologów, zablokowała bramę wjazdową do elektrowni i w znacznym stopniu odwróciła uwagę ochrony elektrowni. Po około godzinie wszyscy zostali usunięci przez policję i przewiezieni na przesłuchania. W środę postawiono im zarzuty wtargnięcia na cudzy teren, bez zgody jego właściciela.
"Przerywamy akcję ze względu na Barbórkę i aby podkreślić, że nasze działania nie są i nie były skierowane przeciwko górnikom" - podkreślił Winiarski.
Dyrektor Greenpeace Polska Maciej Muskat oświadczył, że "najwyraźniej premier Donald Tusk wierzy, iż węgiel oznacza bezpieczeństwo, choć jest oczywiste, że jest to bezpieczeństwo jedynie dla koncernów energetycznych z poprzedniej epoki".
"Dla setek tysięcy ludzi na świecie (...), energia elektryczna pochodząca z węgla oznacza katastrofy klimatyczne, migracje i zagrożenia dla rolnictwa. Greenpeace nadal będzie działać, aby uzmysłowić politykom, że chowanie się przed odpowiedzialnością za powstrzymanie zmian klimatu oznacza dosłownie spalanie własnej przyszłości" - powiedział Muskat.
Jak powiedział Winiarski, ekolodzy weszli na komin, ponieważ chcieli otrzymać od rządu zapewnienie, iż polska polityka energetyczna zmieni się, tzn., że nasz kraj będzie odchodzić od węgla i inwestować w odnawialne źródła energii. Ekolodzy domagali się także zapewnienia, że Polska nie będzie blokować pakietu klimatycznego UE.
Akcja na kominie była drugą, jaką ekolodzy przeprowadzili po założeniu w połowie listopada na krawędzie pobliskiej odkrywki węgla brunatnego Jóźwin II B stacji klimatycznej "Ziemia na krawędzi". Pierwszą akcję protestacyjną zorganizowali schodząc na dno tej odkrywki. Zostali wtedy zatrzymani i postawiono im zarzuty wtargnięcia na cudzy teren. Jednocześnie Kopalnia Węgla Brunatnego "Konin" SA w Kleczewie wyceniła swoje straty związane z dwugodzinnym zatrzymaniem wydobycia węgla na 350 tys. zł. i będzie się domagać odszkodowania z powództwa cywilnego.
Według Winiarskiego, wszystkie akcje Greenpeace podejmowane są, aby zwrócić uwagę na ocieplenie klimatu. "Żądamy stopniowego wygaszania węgla jako głównego surowca produkcji energii elektrycznej w Polsce i zastępowania go energią odnawialną" - powiedział. Ma temu służyć m.in. zaniechanie budowy nowych odkrywek węgla brunatnego.
W czwartek ekolodzy rozpoczęli też likwidację swojej stacji klimatycznej "Ziemia na krawędzi", którą za kilka dni przeniosą do Poznania, na czas trwającej tam od poniedziałku Konferencji Klimatycznej COP 14.pap, keb, ab