Farbowani obrońcy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Firmy które ratując się przed plajtą, są zmuszone do cięcia kosztów i tak zwalniają ludzi, niezależnie od tego, czy działają w nich związki, czy nie. Przekonał się o tym każdy, kto w ramach takiej restrukturyzacji znalazł się kiedyś na bruku.
Obrona pracownika przez związek zawodowy sprowadza się zwykle do opinii na piśmie, co i tak nie chroni go przed utratą pracy. Bo tak naprawdę związki zawodowe w Polsce nikogo i niczego nie bronią. Natomiast chętnie są wykorzystywane przez polityków jako zaplecze partii politycznych, zwłaszcza jako zbrojne ramię opozycji do manifestowania swojego sprzeciwu. Na wiecach protestacyjnych pokazują się twarze znane ze sceny politycznej od prawej do lewej.

A liderzy związków zawodowych dbają raczej tylko o własne interesy, niczego nie załatwiając ludziom, w imieniu których rzekomo wystepują. I trudno się dziwić. Są utrzymankami przedsiębiorstw i budżetu państwa. Utrzymanie 177 związków zawodowych (sic!) w Kompanii Węglowej kosztuje rocznie budżet – bagatela - 40 mln zł. Gdyby z kolei w KGHM zlikwidować związki zawodowe i zwolnić ich bossów,  każdemu pracownikowi wypłacono by 580 zł więcej.

Choroba związków zawodowych toczy głównie spółki państwowe.  Związki zawodowe okopały się tam mocno jak w twierdzach. Gdyby nie ich silna pozycja polityczna, być może nie znalazłyby się dziś na skraju bankructwa LOT i PKP, nie byłoby problemu z przemysłem stoczniowym i energetycznym, bo przedsiębiorstwa te i branże już dawno przeszłyby konieczną restrukturyzację.