Barbar z młotkiem

Barbar z młotkiem

Dodano:   /  Zmieniono: 
W "Popiele i diamencie" Jerzego Andrzejewskiego jest pewna marginalna postać, kierownik, czy dyrektor restauracji i hotelu, w którym się odbywa duża część akcji powieści. Jest to postać o dostojnej fizjonomii, lwiej czuprynie i bystrym oku, ale za to o dość miernym intelekcie...
Słuchając i obserwując ostatnio Radosława Sikorskiego, właśnie ta literacka postać przychodzi mi na myśl. Liczba nieprzemyślanych wypowiedzi, marnych, a czasem grubiańskich witzów (jak te wypowiedziane onegdaj w samolocie pod adresem Baracka Obamy) nie przystaje do wizerunku światowca i męża stanu, absolwenta Oxfordu i ministra dużego europejskiego państwa. Zresztą pozowanie na angielskiego gentlemana, co w przypadku Sikorskiego oznacza tragiczne koszule w kratę i jeszcze gorsze płaszcze z futerkiem, nie mówiąc o brylantynie na włosach, nijak się ma do sensowności i klasy jego wypowiedzi. Są one nieprzemyślane i czasem aroganckie, szkodzące polskim interesom, jak choćby to porównanie niemiecko-rosyjskiej umowy o gazociągu Nord Stream do paktu Ribbentrop-Mołotow.

Sikorski pielęgnuje swój wizerunek antykomunisty. Wolno mu mieć poglądy, pod warunkiem, że nie przybiera to form barbarzyństwa. Czym innym jest umieszczenie tabliczki przed własnym domem, objaśniającej, że oto jego właściciel ogłosił go i teren otaczający strefą antykomunistyczną, czym innym jest apel o zburzenie jednego z najbardziej charakterystycznych budynków w Warszawie, Pałacu Kultury i Nauki, który jest przecież wpisany na listę zabytków. A zrobiono to za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Jest wiele powodów, aby sprzeciwić się temu pomysłowi, pomysłowi chorej odmiany ideologii. Każde tego rodzaju działanie, które polega na materialnym zniszczeniu dobra kultury, a takim po latach PKiN się stał, jest barbarzyństwem. Tego rodzaju działania zawsze mają dwie strony i zawsze można znaleźć argumenty przeciwne. Sikorski w swojej argumentacji za zburzeniem budynku na Placu Defilad przytacza przykład zburzenia cerkwi na Placu Saskim, po odzyskaniu niepodległości. A mnie za to przypomina się zburzenie cerkwi pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, w roku 1931... przez Józefa Stalina.

PKiN - nawet w czasach, kiedy nosił imię Józefa Stalina - nie pełnił, jako budynek roli ideologicznych. W Sali Kongresowej odbywały się zjazdy "Naszej partii", PZPR, ale też był tam kongres Prawa i Sprawiedliwości. Tam odbywał się tchnący wolnością festiwal Jazz Jamboree i "Złota Tarka". Grał Rolling Stones i śpiewała Marlena Dietrich. To siedziba Teatru Dramatycznego, historii polskiego teatru i enklawa wolnej myśli. To miejsce, gdzie Szajna stworzył Teatr Studio - najlepszy i najpiękniejszy teatr plastyczny. Tu grał, w Pałacu Młodzieży zespół "Gawęda". Liczba dobrych i ważnych rzeczy, ludzi sztuki, kultury, nauki (są tu uczelnie i instytuty naukowe) idzie w tysiące. Kina, teatry, muzea, szkoły wyższe, pracownie dla dzieci. Sale koncertowe, restauracje. Zburzyć, zniszczyć, bo prowincjuszowi nie podoba się fundator - Związek Radziecki. Niestety, pomysł Radka Sikorskiego bliski jest bolszewickiemu myśleniu o narzuceniu swojej wizji świata.

Warto zauważyć, że monumentalny i górujący na miastem budynek, jest skończoną i spójną formą architektoniczną i urbanistyczną. Tak mocną, że przez dwadzieścia lat nie potrafiono zaprojektować rozwiązań, które by zlikwidowały jego dominację. I jest, czy się to komuś podoba, czy nie, przykładem na siłę i witalność Warszawy, która w 10 lat po wojnie odbudowała nie tylko Starówkę, ale również swoje centrum.

Budynki nie mają ideologi. Mają za to funkcjonalność, a PKIN ma taką, jakiej nie ma w Warszawie żaden inny budynek. Jeżeli miałby zostać zburzony, jako symbol sowieckiej dominacji w Polsce powojennej, byłaby to decyzja równa tej, jak zgoda na jego budowę. To pomysł, który świadczy o tym, że homosovieticus zagnieździł się w polskich głowach głęboko...