Debata partyjna, wybory prezydenckie

Debata partyjna, wybory prezydenckie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatnia debata, ostatnie emocje. Moim zdaniem w ciągu dwóch ostatnich dni kampanii prezydenckiej nie stanie się nic, co by miało mocniejszy wydźwięk, niż ostatnie starcie w debacie zorganizowanej przez TVP.
Oglądając debatę, każdy widział to, co chciał zobaczyć. Jedni zauważyli, że Jarosław Kaczyński odrobił lekcję z niedzieli i był dużo lepiej przygotowany, zarówno wizerunkowo, jak i merytorycznie. Bardziej wyrazisty, ostry, dynamiczniejszy, "stary dobry Jaro". Widać było rękę Jacka Kurskiego, który znów zajął się wizerunkiem prezesa. Inni zwracali uwagę na gesty Bronisława Komorowskiego, na akcentowaną przez niego wolę porozumienia. Najpierw było podanie ręki na początku spotkania, bo "zgoda buduje", a drugi raz, na zakończenie debaty, wyciągnął zza pazuchy egzemplarz Konstytucji RP i zaproponował Kaczyńskiemu złożenie podpisu pod wspólną deklaracją, będącą zbitką haseł obu kandydatów - "Zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza". Spiął w ten sposób spotkanie, budując atmosferę pojednania o którym mówi jego hasło wyborcze. Środek starcia należał jednak do szefa Prawa i Sprawiedliwości, który lepiej odpowiadał na pytania dziennikarzy. Pytania – dodajemy - nie mające jednak wiele wspólnego z istotą kompetencji Prezydenta RP.

Zarówno kandydaci, jak i zadający pytania dziennikarze pomylili kampanię prezydencką z parlamentarną. I pytania, i odpowiedzi mogły sugerować, że obaj panowie walczą o władzę, o możliwość realizacji konkretnych zadań politycznych, czy gospodarczych. Ta formuła pozwoliła im na składanie pustych obietnic, przerzucanie się oskarżeniami, rzucanie frazesami i bon motami, które nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Do tego obaj zaprezentowali się raczej jako populistyczni socjaliści, co jak na przedstawicieli partii mieniących się prawicowymi, jest dość kuriozalne. Marketing polityczny, który od lat rządzi polską polityką, zaprowadził Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego na manowce. Nie otrzymaliśmy od kandydatów ani spójnego programu prezydentury, ani zarysu reformy państwa.


Debaty pokazały jeszcze coś innego - ukazały,  jak dewastujący jest dla polskiej polityki konflikt pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością i Platformą Obywatelską, a w szczególności pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. Ten podział sceny politycznej pomiędzy dwie formacje jest sztucznie zabetonowany przez zasady finansowania działalności politycznej i ordynacje wyborcze. Jeżeli reguły finansowania partii nie zostaną zmienione, degeneracja polskiej polityki będzie się pogłębiać.