"Oni się modlą, my się bawimy"

"Oni się modlą, my się bawimy"

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Wprost 
– Liczyłem na piękną ceremonię kościelną. Tak jak wtedy, gdy próbowali przenieść go pierwszy raz. Krzyżowi należał się szacunek. Nadal tam chodzę, bo jest fajny klimat. Pokrzyczymy, leci muzyka, cieszymy się, puszczamy bańki mydlane. Obrońcy krzyża się modlą, a my stoimy obok i się bawimy – mówi Dominik Taras, organizator happeningu pod krzyżem.
Zaproponowałem stworzenie akcji pod krzyżem, bo wkurzyłem się na straż miejską i policję. Formacja, która ma dbać o porządek, nic nie robi. We Francji policja wpadłaby, przegoniła wszystkich i byłby święty spokój. Taki bunt pojawił się u mnie. Gadałem z kolegą: Chodź ukradniemy ten krzyż. Gdy wrzucałem ten pomysł na Facebooka myślałem, że przyjdą tylko moi znajomi i zabierzemy krzyż.

Taras zapewnia, że jego demonstracja nie była skierowana przeciwko Kościołowi. – Chodziło głównie o ludzi, którzy zbierali się pod krzyżem. Byli fanatyczni, to był jakiś kultyzm nienormalny w zwykłym państwie. Kiedy Jarosław Kaczyński złożył wieniec pod krzyżem, stracił on wszelkie chrześcijańskie walory. Stał się narzędziem w rękach polityka. Ja do religii nic nie mam. Ale Kościół to jest odrębne państwo, które zbytnio miesza się w sprawy Polski. Ja jestem antyklerykalny – mówi Taras.

Pytany o to co czuł po akcji gdy na jego wezwanie odpowiedziało 8 tysięcy ludzi powiedział: Strach. –Po akcji zamknąłem się w domu. Siedziałem sam, nie odbierałem nawet telefonów. Jak przyznaje nie była to jedyna jego akcja społeczna. Wcześniej angażował się w sprzątanie świata czy akcje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Pytany czy jest zadowolony z usunięcia krzyża przez pałacowych urzędników przyznaje, że był zaszokowany. – Liczyłem na piękną ceremonię kościelną. Tak jak wtedy, gdy próbowali przenieść krzyż pierwszy raz. Uważam, że należał mu się szacunek – przyznaje Taras. Jednocześnie Taras zapewnił, że on i jego znajomi nie mieli nic wspólnego z takimi akcjami jak tworzenie krzyży z puszek po piwie Lech. – Mnie się to nie podobało – mówi.

– Nadal tam chodzę, bo jest fajny klimat. Pokrzyczymy, leci muzyka, cieszymy się, puszczamy bańki mydlane. Obrońcy krzyża się modlą, a my stoimy obok i się bawimy. Najfajniejsze jest kultowe hasło: „Krzyż żąda dostępu do morza" – mówi.

Taras przyznaje, że chciałby powstania nowej partii na scenie politycznej. – Palikot wprowadził do świata polityki coś, czego nigdy tutaj nie było. Dla mnie te rzeczy, które robi pan poseł: pistolet i wibrator, świński ryj, picie na ulicy, to jest pewna forma sztuki politycznej. Happeningi polityczne. On to robi, żeby ludźmi potrząsnąć. Dlaczego musimy być cały czas poważni? Możemy w inny sposób przedstawiać swoje problemy – mówi Taras.

Jego zdaniem niektóre postulaty Palikota są nie do przyjęcia. –Nie zgadzam się z aborcją na życzenie. Aborcji nie akceptuję. Lepszym rozwiązaniem jest bezpłatna antykoncepcja i edukacja seksualna w szkole- przyznaje.

ja, "Gazeta Wyborcza"