Strajk wygasa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilkanaście osób z grupy kilkudziesięciu protestujących robotników przyjęło w nocy propozycję zarządu Stoczni Gdynia i przerwało strajk.
"W nocy część osób, którym grozi dyscyplinarne usunięcie z pracy przyjęła warunki zarządu i przerwała protest" - powiedział przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników SG "Stoczniowiec" Leszek Świętczak. Twierdzi, że dotyczy to 10 osób. Rzecznik spółki przekonuje, że 15. Mediacje prowadziła senator SLD-UP Ewa Serocka.

W sobotę zarząd zaproponował każdemu z protestujących, aby natychmiast przerwał strajk, złożył wniosek o urlop bezpłatny od poniedziałku (czyli początku akcji protestacyjnej) do 27 lutego oraz podpisał porozumienie, na mocy którego otrzyma dotychczasową stawkę i zaszeregowanie, jednak na czas określony.

"Zarząd nic więcej nie ma już do zaproponowania. Albo, ci ludzie się zgodzą, albo będą dalej się pogrążać" - powiedział rzecznik stoczni.

"Większość z nas się na to nie zgodziła, bo jak minie ten czas, czyli miesiąc, to się okaże, że zostanie bez pracy" - powiedział Świętczak.

Pozostało według Świętczaka około 60, a według Piotrowskiego - około 30 protestujących, którzy od wtorku przebywają w budynku związków zawodowych i domagają się bezwarunkowego przywrócenia do pracy wszystkich 125 osób, którym grozi zwolnienie za udział w akcji protestacyjnej.

Twierdzą oni, że nad ranem wyłączono im ogrzewanie i telefony. "Nie mamy już ogrzewania, wyłączono nam też telefony stacjonarne i służbowy telefon komórkowy" - powiedział przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników SG "Stoczniowiec" Leszek Świętczak.

Rzecznik prasowy stoczni Mirosław Piotrowski nie zaprzecza. W weekend ogrzewanie jest zmniejszane ze względów oszczędnościowych, zaś korzystanie z telefonów to koszt dla stoczni, mamy więc prawo je wyłączyć - wyjaśnił.

em, pap