Masakra na Wybrzeżu: Kociołek wciąż się nie przyznaje

Masakra na Wybrzeżu: Kociołek wciąż się nie przyznaje

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Edmund Pepliński) 
Pierwszy z oskarżonych w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. - ówczesny wicepremier Stanisław Kociołek - rozpoczął w czwartek składanie wyjaśnień przed sądem. Powtórzył swe wcześniejsze stanowisko: nie przyznał się do winy.
Proces w tej sprawie ruszył ponownie przed Sądem Okręgowym w Warszawie w ubiegłym tygodniu. W maju - po 10 latach rozpraw - sprawa prowadzona przed stołecznym sądem została przerwana z powodu śmierci ławnika. Ponowny proces jest prowadzony bez głównego oskarżonego, byłego szefa MON gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Sprawa Jaruzelskiego, który leczy się onkologicznie, została wyłączona.

Kociołek: mój apel bez związku z masakrą

Na ławie oskarżonych oprócz Kociołka zasiadają dowódcy wojska: Mirosław Wiekiera, Bolesław Fałdasz i Wiesław G. (nie zgadza się na podawanie swych danych). Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie. W czwartek sąd rozpoczął odczytywanie wyjaśnień Kociołka złożonych w tej sprawie od 1993 r. w prokuraturze i przed sądami. Dotyczyły one m.in. wystąpienia oskarżonego wieczorem 16 grudnia 1970 r. w lokalnym radiu i telewizji z apelem o powrót robotników do pracy. Kociołek zaznaczał, że jego telewizyjny apel do strajkujących robotników Trójmiasta nie miał związku przyczynowo-skutkowego z ich masakrą następnego ranka pod stocznią w Gdyni.

Według prokuratury Kociołek, wiedząc o blokadzie stoczni przez wojsko i apelując o powrót robotników do pracy, miał przyczynić się do masakry. Oskarżony podkreśla, że nic nie wiedział o zarządzonej "blokadzie" stoczni. Były wicepremier PRL oświadczył, że o powrót robotników do pracy apelował w wystąpieniu dzień wcześniej - 15 grudnia, wówczas jednak - jak mówił - nikt do pracy nie wrócił. - Przemówienie 16 grudnia było źle przyjęte i nie mogło mieć takiego skutku, jaki przypisuje mu oskarżyciel publiczny i legenda - wskazywał w wielu zeznaniach Kociołek.

Jak długo to jeszcze potrwa?

Nie wiadomo, jak długo potrwa nowy proces. Nadal nie jest bowiem rozstrzygnięte, w jakim zakresie będą powtarzane czynności dowodowe przeprowadzone już podczas poprzedniego rozpoznawania sprawy przez sąd, np. przesłuchania świadków. Prokuratura ma się w tej kwestii wypowiedzieć po wyjaśnieniach wszystkich oskarżonych.

Na wydłużenie sprawy mogą wpłynąć także problemy zdrowotne oskarżonych. Obrońca Kociołka, mec. Stanisław Podedworny uprzedził w czwartek sąd, że jego klient w związku z leczeniem szpitalnym nie będzie mógł brać udziału w rozprawach w sierpniu i we wrześniu. W tym czasie, jak zapowiedział sąd, mogą być wysłuchani świadkowie w wątkach niezwiązanych z zarzutami wobec Kociołka. Proces i wyjaśnienia Kociołka mają być kontynuowane 20 lipca.

Długie czekanie na sprawiedliwość

Sprawa toczy się od lat 90. W 1999 r. przeniesiono ją do Warszawy z Gdańska, gdzie początkowo była prowadzona. Od 2001 r. w poprzednim procesie trwały żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła bowiem o przesłuchanie ok. 1110 osób; sąd nie zgodził się na ograniczenie ich liczby, o co w toku procesu wniósł prokurator.

Obywatele zabici, kary nie ma

W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.

zew, PAP