Dlaczego warto przeznaczyć 1 proc. podatku na partię polityczną

Dlaczego warto przeznaczyć 1 proc. podatku na partię polityczną

Dodano:   /  Zmieniono: 
Każda inicjatywa poszerzająca udział obywateli w życiu społecznym, jest warta tego, by się nad nią zastanowić. Dlatego inicjatywę Ruchu Palikota, który chciał zmienić zasady finansowania partii politycznych, uważam za ważną - i godną dyskusji.
Polski system polityczny jest obecnie stabilny - co nie oznacza jednak, że jest nam dany raz na zawsze i nie może być modyfikowany. A zmodyfikowany być powinien ponieważ polska demokracja, na tle innych krajów Unii Europejskiej, zbyt mało angażuje zwykłych Polaków. W związku z tym każda inicjatywa, która zachęca Polaków do politycznej aktywności, jest cenna. I nie chodzi tu tylko 0 zarządzanie państwem z poziomu centralnego - ale również o udział społeczeństwa w polityce lokalnej, której areną są samorządy.

Dziś partie polityczne, które zdobyły w wyborach parlamentarnych minimum 3 proc. poparcia otrzymują dotacje budżetowe, a także zwrot kosztów kampanii wyborczej. I są to kwoty niebagatelne - przykładowo w 2009 roku PO uzyskało z tego źródła ponad 40 mln zł, PiS –prawie 38 mln zł, SLD – 14 mln i PSL – 13 mln. Taki system finansowania utrwala istniejący obecnie system partyjny (kto ma pieniądze ten jest w Sejmie, kto jest w Sejmie ten ma pieniądze – i koło się zamyka).

Ruch Palikota, który do Sejmu dostał się mimo iż dotacji budżetowej przed wyborami nie pobierał, chce system finansowania partii zrewolucjonizować – zamiast pewnych milionów po wyborczym zwycięstwie, każda partia co roku otrzymywałaby (lub nie) miliony od wyborców, którzy deklarowaliby, na które ugrupowanie przeznaczą 1 procent swojego podatku dochodowego. W ten sposób partie co roku mogłyby sprawdzać jak blisko (lub jak daleko) swoich wyborców się znajdują, a wyborcy musieliby się zainteresować tym, co w ich najbliższym otoczeniu robi jedna bądź druga partia, bo na jakiejś podstawie decyzję o przekazaniu 1 procenta podatku podjąć by przecież musieli. Oczywiście takie rozwiązanie musiałoby być obwarowane zastrzeżeniami – po pierwsze sposób wydatkowania pozyskanych w ten sposób pieniędzy musiałby być ściśle kontrolowany, po drugie - kwota jaką na wybrane ugrupowanie mógłby przeznaczyć podatnik musiałaby być ograniczona jakimś górnym pułapem – aby uniknąć powstania partii milionerów.

Finansowanie partii politycznych powinno się składać z kilku elementów. Osobiście nie rezygnowałbym całkowicie z subwencji przekazywanej z budżetu państwa, która jednak powinna być przyznawana nie tylko na podstawie ilości zdobytych mandatów do Sejmu, lub przekroczenia określonego progu wyborczego, jak jest do tej pory, ale również na podstawie ilości zweryfikowanych członków partii. Członkowie ci mieliby obowiązek (na podstawie regulaminów wewnętrznych) wpłacania na konto partii składek, które byłyby drugim źródłem dochodu ugrupowania. Trzecie źródło powinny stanowić wpłaty o charakterze dobrowolnym przekazywane partii przez członków wspierających – również zarejestrowanych - zarówno osób prawnych, jak i fizycznych. Wpłaty dobrowolne, podobnie jak składki, powinny być ograniczone kwotowo i rejestrowane w dokumentach przekazywanych urzędowi skarbowemu. Ostatnim elementem układu finansowania powinien być odpis podatkowy, proponowany dziś przez Ruch Palikota. Tym sposobem zarówno budżet, jak i obywatele, finansowaliby wszystkie partie , które spełniałyby wymogi prawne - a nie tylko te, które już działają na polskiej scenie politycznej. To mogłoby otworzyć wrota polityki przed ugrupowaniami, które dziś nie mogą przebić się przez szklany sufit związany z pustkami w ich kasach.

Pojawiają się głosy, że dopuszczenie finansowania działalności partyjnej z podatków jest zaprzeczeniem zasad demokracji. Trudno zrozumieć takie argumenty, szczególnie w sytuacji gdy od lat duża część wyborców nie ma w polskim parlamencie swojej reprezentacji. Próba uaktywnienia wyborców poprzez zainteresowanie ich tym, co się dzieje z ich środkami, przeznaczonymi dla wybranej partii politycznej, to gra warta świeczki. Polska scena polityczna, opanowana przez partie wodzowskie, obrośnięte skostniałym aparatem – wymaga zmian.