Proces dziennikarzy zatrzymanych w PKW. Pawlicki i Gzell uniewinnieni

Proces dziennikarzy zatrzymanych w PKW. Pawlicki i Gzell uniewinnieni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Protest w siedzibie PKW (fot. JAKUB NICIEJA / newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
W sądzie rejonowym w Warszawie zakończyła ostatnia rozprawa ws. dziennikarzy zatrzymanych podczas protestu w siedzibie PKW. Oskarżeni dziennikarz Jan Pawlicki oraz fotoreporter Tomasz Gzell zostali uniewinnieni.
Sąd w uzasadnieniu wyroku stwierdził, że policja nie miała interweniować w sprawie dziennikarzy, ponieważ pozwoliła zabrać sprzęt. Ponadto zatrzymano jedynie Pawlickiego i Gzella - według sądu mogła to być pomyłka, a nie intencja.

Jednocześnie sąd podkreślił, że obaj działali jako dziennikarze i wykonywali swoje obowiązki zawodowe. Nie byli uczestnikami protestu.

Ostatnia rozprawa

W piątek w sądzie rejonowym w Warszawie odbyła się trzecia i ostatnia rozprawa. Oskarżeni, którym groziła grzywna i kara ograniczenia wolności lub pozbawienia do roku, nie przyznawali się do zarzutów i twierdzili, że działali w PKW na polecenie swoich przełożonych - prowadzili relację z wydarzeń.

Podczas rozprawy policjant, który dowodził akcją, przyznał, że nie wiedział, kto w sali konferencyjnej - którą okupowali protestujący - jest dziennikarzem. Funkcjonariusz tłumaczył, że osoby zatrzymane nie były legitymowane. Pytany, dlaczego nie zatrzymano dziennikarza TVN24, wytłumaczył, że gdyby stał bliżej, a nie dostosował się do żądania wyjścia, też zostałby zatrzymany.

Ponadto policjant zeznał, że nie widział akredytacji PKW zawieszonej na piersi Tomasza Gzella. Widział jedynie... "jakiś identyfikator". Dodał także, że to "administrator" budynku, czyli Kancelaria Prezydenta RP, zażądał wyprowadzenia dziennikarzy.

W piątek zeznawał także Szef Krajowego Biura Wyborczego Kazimierz Czaplicki, który poprosił, aby jego zeznania nie były rejestrowane przez media z powodu jego stanu zdrowia. Sąd do jego wniosku przychylił się. Wiadomo jednak, że Czaplicki zeznał, że wedle jego wiedzy nikt z PKW nie prosił o pomoc ani o interwencję Kancelarii Prezydenta.

W przypadku zeznań Stefana Jaworskiego, byłego przewodniczącego PKW, także nie było zgody na obecność mediów. Jaworski podkreślił, że PKW nie jest ani właścicielem, ani administratorem budynku, do którego wdarli się protestujący. Dodał, że nie czuł się uprawniony do wydawania poleceń w sprawie opróżniania sali.

Po godzinie 14:00 zeznania rozpoczął Jacek Michałowski. Szef Kancelarii Prezydenta RP zeznał, że otrzymał informację o tym, że PKW oczekuje na rozwiązanie problemu.

Podczas swojej mowy końcowej obrońca Tomasza Gzella stwierdził, że miru domowego nie da się naruszyć w instytucji publicznej, a prawo prasowe nadaje dziennikarzom wyjątkowe uprawnienia. Podkreślono, że wydarzenia istotne społecznie powinny być relacjonowane przez media.

Stanowisko MSW: To pomyłka

Minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska podkreśliła, iż doszło do niepotrzebnego nieporozumienia z zatrzymaniem dziennikarzy.

- Po zapoznaniu się z raportem policji w tej sprawie czekałam na rozstrzygnięcie sądowe. Szczegółowa informacja przedstawiona mi przez policję potwierdziła, że nie doszło do naruszenia prawa i procedur przez policję, a okoliczności zatrzymania dziennikarzy wymagają oceny sądu. Sąd uznał, że nie było intencją policjantów zatrzymanie dziennikarzy, które nastąpiło w wyniku nieporozumienia - mówi minister Teresa Piotrowska.

- Niedobrze się stało, że nastąpiła taka pomyłka. To ważne, że sąd już dziś wydał orzeczenie w tej sprawie - mówi minister spraw wewnętrznych. - W przyszłości nie może dochodzić do takich sytuacji - podkreśla.

Protest pod PKW

20 listopada protestujący pod siedzibą PKW w związku z problemami z ogłoszeniem wyników wyborów samorządowych wtargnęli do budynku. Policja zatrzymała dwanaście osób - w tym dziennikarza Telewizji Republika Jana Pawlickiego i fotoreportera PAP Tomasza Gzella.

Wprost.pl, Telewizja Republika