Po wyjściu za bramę aresztu J. wygłosił krótkie oświadczenie. "Ta sprawa ma swoje kulisy polityczne i gospodarcze" - powiedział. "Na pewno będę dochodził praw przed sądem i jestem pewien, że nie zrobiłem niczego złego" - dodał.
Dodał, że kiedy obejmował stanowisko prezesa w PZU SA firma ta była bankrutem, zaś w okresie jego prezesury Skarb Państwa wzbogacił się o co najmniej sześć miliardów nowych zł.
"Zawsze pracowałem tylko dla interesu i korzyści PZU SA. Odpłacono mi niegodziwością i dla celów polityczno-biznesowych wyeliminowano mnie z życia publicznego na tak długi okres czasu" - powiedział.
J. zaznaczył, że był przeciwny wpłacaniu tak wysokiej kaucji, ponieważ jako człowiek niewinny powinien wyjść "zza tej bramy bez płacenia". "Ale ze względu na stanowisko rodziny i na fakt, że jestem potrzebny mojej niepełnosprawnej żonie, zdecydowałem się wyrazić na to zgodę" - powiedział.
Na pytanie, skąd wziął pieniądze na kaucję odpowiedział, że jako prezes PZU SA i wcześniej jako wzięty lekarz "godziwie zarabiał i miał legalne wysokie oszczędności".
"Mój majątek był zbadany przez urząd kontroli skarbowej i jak do tej pory nie mam żadnych sygnałów co do legalności jego pochodzenia" - powiedział J.
Po byłego szefa PZU przyjechali do aresztu siostra i adwokat. "Mam nadzieję, że jest to początek pozytywnego przełomu w tej sprawie" - powiedziała dziennikarzom siostra J., Halina. "Na pewno będziemy dążyli do całkowitego uniewinnienia mojego brata. Względy pozamerytoryczne zdecydowały o tym, że znalazł się on tutaj" - dodała.
J. zapowiedział, że następnych kilka dni spędzi na badaniach lekarskich - "po to, żeby stwierdzić definitywnie na co jestem chory i podjąć specjalistyczne leczenie, tak by na 15 czy 16 września być sprawnym i stawiać się na wszystkie rozprawy". Według siostry J. - Haliny - lekarze podejrzewają u niego stwardnienie rozsiane.
Milionowa kaucja wpłynęła na konto sądu w poniedziałek, ale dopiero we wtorek osoby, które ją wpłaciły, podpisały dokument o jej przepadku w razie utrudniania przez J. postępowania sądowego.
Prokuratura oskarża 48-letniego Władysława J., z zawodu lekarza, że od sierpnia 1998 r. do końca kwietnia 1999 r. jako prezes i członek zarządu PZU działał na szkodę spółki, głównie przez "niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku należytej dbałości o jej mienie". Miało to polegać na zaniechaniu obowiązku weryfikacji przedkładanej dokumentacji dotyczącej kupowanych dla PZU nieruchomości po zawyżonych cenach, w wyniku czego spółka straciła ponad 10 mln zł.
Władysław J. nie przyznaje się do zarzutów, grozi mu do 10 lat więzienia. Oprócz niego oskarżonych w sprawie jest dziewięć osób - byłych członków zarządu PZU i pośredników handlu nieruchomościami.
ss, pap