Władysław J. na wolności (aktl.)

Władysław J. na wolności (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Około godz. 16 były szef PZU SA Władysław J. opuścił za kaucją w wysokości miliona złotych areszt przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, gdzie spędził ponad dwa lata.
Zamiast aresztu Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście - dla  zapewnienia właściwego toku procesu J. - zastosował zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu.

Po wyjściu za bramę aresztu J. wygłosił krótkie oświadczenie. "Ta  sprawa ma swoje kulisy polityczne i gospodarcze" - powiedział. "Na  pewno będę dochodził praw przed sądem i jestem pewien, że nie zrobiłem niczego złego" - dodał.

Dodał, że kiedy obejmował stanowisko prezesa w PZU SA firma ta  była bankrutem, zaś w okresie jego prezesury Skarb Państwa wzbogacił się o co najmniej sześć miliardów nowych zł.

"Zawsze pracowałem tylko dla interesu i korzyści PZU SA. Odpłacono mi niegodziwością i dla celów polityczno-biznesowych wyeliminowano mnie z życia publicznego na tak długi okres czasu" -  powiedział.

J. zaznaczył, że był przeciwny wpłacaniu tak wysokiej kaucji, ponieważ jako człowiek niewinny powinien wyjść "zza tej bramy bez płacenia". "Ale ze względu na stanowisko rodziny i na fakt, że  jestem potrzebny mojej niepełnosprawnej żonie, zdecydowałem się wyrazić na to zgodę" - powiedział.

Na pytanie, skąd wziął pieniądze na kaucję odpowiedział, że jako prezes PZU SA i wcześniej jako wzięty lekarz "godziwie zarabiał i  miał legalne wysokie oszczędności".

"Mój majątek był zbadany przez urząd kontroli skarbowej i jak do  tej pory nie mam żadnych sygnałów co do legalności jego pochodzenia" - powiedział J.

Po byłego szefa PZU przyjechali do aresztu siostra i adwokat. "Mam nadzieję, że jest to początek pozytywnego przełomu w tej sprawie" - powiedziała dziennikarzom siostra J., Halina. "Na pewno będziemy dążyli do całkowitego uniewinnienia mojego brata. Względy pozamerytoryczne zdecydowały o tym, że znalazł się on tutaj" -  dodała.

J. zapowiedział, że następnych kilka dni spędzi na badaniach lekarskich - "po to, żeby stwierdzić definitywnie na co jestem chory i podjąć specjalistyczne leczenie, tak by na 15 czy 16 września być sprawnym i stawiać się na wszystkie rozprawy". Według siostry J. - Haliny - lekarze podejrzewają u niego stwardnienie rozsiane.

Milionowa kaucja wpłynęła na konto sądu w poniedziałek, ale  dopiero we wtorek osoby, które ją wpłaciły, podpisały dokument o  jej przepadku w razie utrudniania przez J. postępowania sądowego.

Prokuratura oskarża 48-letniego Władysława J., z zawodu lekarza, że od sierpnia 1998 r. do końca kwietnia 1999 r. jako prezes i  członek zarządu PZU działał na szkodę spółki, głównie przez "niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku należytej dbałości o  jej mienie". Miało to polegać na zaniechaniu obowiązku weryfikacji przedkładanej dokumentacji dotyczącej kupowanych dla PZU nieruchomości po zawyżonych cenach, w wyniku czego spółka straciła ponad 10 mln zł.

Władysław J. nie przyznaje się do zarzutów, grozi mu do 10 lat więzienia. Oprócz niego oskarżonych w sprawie jest dziewięć osób -  byłych członków zarządu PZU i pośredników handlu nieruchomościami.

ss, pap