Czyżewski, dziś obywatel Niemiec, powiedział, że podczas piątkowego przesłuchania opisywał m.in. strukturę mafii paliwowej na Dolnym Śląsku, kierowaną przez nie żyjącego już Jeremiasza Barańskiego, zwanego Baraniną. "To jedna z lepiej zorganizowanych grup, bo wiele z tych osób to byli funkcjonariusze Wojskowych Służb Informacyjnych" - oświadczył.
Jak relacjonował, na przesłuchaniu ujawnił nazwiska i strukturę ludzi, "o których można mówić, że są grupą sprawującą władzę we Wrocławiu". To m.in. byli współpracownicy enerdowskiej służby bezpieczeństwa Stasi. Według Czyżewskiego, Stasi do 1989 roku miała we Wrocławiu dobrze działającą siatkę, do której - jak twierdzi - należeli miejscowi notable, m.in. jeden z prominentów PZPR.
Czyżewski powiedział też, że podał przesłuchującym nazwiska i strukturę nieformalnej grupy sprawującej władzę w Warszawie. Według niego, po wygranej SLD w wyborach we wrześniu 2001 roku, to ci ludzie decydowali, kto dostanie nominację na ministra sprawiedliwości, komendanta głównego policji, wiceministra finansów i wiceszefa Centralnego Biura Śledczego.
Grupa ta była usytuowana "powyżej kierownictwa SLD". Według Czyżewskiego, już w październiku 2001 r. lekceważąco odnosili się oni do władz i domagali się szybkich decyzji, by mianować wskazane osoby na te stanowiska. Byli w kontakcie z Wiedniem i Jeremiaszem Barańskim - powiedział Czyżewski.
Według niego, ta grupa ludzi spotykała się we Wrocławiu w willi Barańskiego, a "policja ma tę dokumentację". Czyżewski powiedział, że podał podczas przesłuchania nazwiska uczestników tych spotkań.
W piątek uczestniczący w przesłuchaniu posłowie mówili, że informacje, którą przekazuje Czyżewski, "porażają". "Jeżeli to się zweryfikuje do końca, będziemy wiedzieli, dlaczego dochodzi w Polsce do rzeczy, o których mówimy z niedowierzaniem" - powiedział wiceprzewodniczący komisji Zbigniew Wassermann (PiS). "Powiem jak prokurator: dostaliśmy kawał fantastycznego dowodu. Trzeba go sprawdzić" - dodał.
O potrzebie weryfikacji zeznań Czyżewskiego mówił także Andrzej Aumiller (UP). "Padło dużo nazwisk, nie tylko z lewicy, z prawicy, ale i ludzi z Unii Wolności, z Platformy Obywatelskiej" - powiedział poseł. "Jeśli wybory się odbędą jesienią, to społeczeństwo będzie miało zupełnie inną wiedzę co do dokonania swojego wyboru. Korupcja nie ma barwy" - podkreślił Aumiller.
Czyżewski nie chciał jednak podać nazwisk polityków UW i PO, które wymienił w piątkowych zeznaniach.
Zapewnił, że podczas przesłuchań nikogo nie pomawia. "Wiem, pod jakimi rygorami zeznaję. Mówię o faktach, które uzyskałem podczas własnego pięcioletniego śledztwa, rozmów z wieloma osobami, również z funkcjonariuszami Komendy Głównej Policji, którzy mają wiedzę operacyjną" - powiedział. Podkreślił, że z czasów, gdy był prokuratorem, zachował znajomych, którzy nadal są czynnymi prokuratorami i mają informacje na ten temat.
Mówił też, że przekazał krakowskim prokuratorom zebrane przez siebie dokumenty dotyczące posła Andrzeja Celińskiego. Wyraził zdziwienie "tak silną nerwową reakcją" Celińskiego na jego czwartkowe zeznania. "Nie wiem, co zrobi Celiński, gdy dowie się o tym, czego dotyczyły zeznania w piątek. Dopiero teraz ma prawdziwe powody do zdenerwowania, gdy dowody trafiły na stół komisji" - powiedział.
Podtrzymał twierdzenie, że przekazywał informacje o działalności mafii paliwowej Krzysztofowi Janikowi (SLD). Powiedział, że Janik otrzymał "19-21 stron dokumentów" nie bezpośrednio od niego, tylko za pośrednictwem szefa jednego z urzędów.
Przy dalszych przesłuchaniach, zdaniem Czyżewskiego, "z technicznego punktu widzenia" najkorzystniejszy byłby przyjazd krakowskich prokuratorów i członków komisji do Hamburga. "Procedura jest taka, że jako obywatel niemiecki mówię po niemiecku, potem tłumaczone to jest na polski w Krakowie. Mam też wiele dokumentów, które pokazywane są na rzutniku, jednak często mają one po kilkadziesiąt stron i to utrudnia i wydłuża całą operację" - powiedział.
Podkreślił, że media błędnie przypisują mu udział w firmie Dansztof. Wyjaśnił, że tylko przez miesiąc był udziałowcem tej firmy, potem zwrócił się o uchylenie objęcia tych udziałów. Twierdził, że jedynie pomagał Danucie Gaszewskiej odzyskać kontrolę nad tą firmą, która przez właścicieli spółki BGM była wykorzystywana do działań mafii paliwowej. Gaszewska po odzyskaniu kontroli nad spółką w marcu 2000 roku wypowiedziała wszystkie umowy firmom BGM i Trans Sad i zwróciła się do sądu o ustalenie zasad współpracy. To miało być - według Czyżewskiego - powodem ponownego odebrania Gaszewskiej spółki przez właścicieli BGM oraz prześladowania jej przez mafię paliwową.
Zeznał też, że Gaszewska była celem zamachów - m.in. we Wrocławiu pod jej samochód podłożono ładunek wybuchowy. "Gaszewska została pozbawiona kontroli nad spółką w maju 2001 roku. Potem spółka weszła w struktury mafii paliwowej, we współpracy z płocką Petrochemią" - mówił Czyżewski.
Czyżewski zarzuca prokuraturze w Zielonej Górze, że nie chciała wszcząć śledztwa w tej sprawie, działając w ten sposób w interesie mafii paliwowej. Czyżewski uważa, że stał się ofiarą manipulacji, wskutek której uznano go za podejrzanego i wystawiono za nim list gończy. Obawia się też kolejnych zamachów na swoje życie. Oświadczył, że we wrześniu 2000 r. pod Cottbus chciano go staranować ciężarówką, a w czerwcu 2002 roku we Frankfurcie nad Odrą próbowano go wyciągnąć z samochodu na przejściu granicznym.
Czyżewski zapewnił, że nigdy nie prowadził w Polsce działalności gospodarczej. "Byłem reprezentantem podmiotów niemieckich, holenderskich i belgijskich, doradcą prawnym i gospodarczym, działającym na rzecz koncernów paliwowych" - powiedział. Jak dodał, wcześniej pracował też dla firm budowlanych, które przy budowie odcinków autostrad w Polsce korzystały z jego pomocy prawnej.
Wyjaśnił, że trafił do Niemiec pod koniec 1982 roku po kilku próbach aresztowania i wcześniejszym internowaniu w Iławie. Przed stanem wojennym pracował w prokuraturze rejonowej w Malborku i współpracował z Komisją Krajową Solidarności. Po wypuszczeniu z internowania on i żona - również prokurator - nie mogli znaleźć pracy i zdecydowali się wyjechać z kraju na zaproszenie ministra spraw wewnętrznych Niemiec. Wyjazd ten pozbawił ich prawa powrotu do kraju.
Najpierw otrzymaliśmy status uchodźców politycznych - wspomina Czyżewski. Skorzystaliśmy z propozycji rządu niemieckiego i przyjęliśmy obywatelstwo niemieckie. Po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta zrezygnowaliśmy z polskiego obywatelstwa. To była decyzja polityczna - zaznaczył.
ss, pap