Pod koniec Parady Równości środowiska seksualne dziękowały prezydentowi Kaczyńskiemu za zakaz jej organizacji, bo spowodował tym większe zainteresowanie społeczeństwa paradą.
Pytany o to, prezydent powiedział: "To tak, jak na początku lat 90. komuniści dziękowali nam, że stawialiśmy sprawy dekomunizacji, czy lustracji. Wtedy też mówiono, że my pomagamy komunistom. Dzisiaj się okazało, jakie skutki przyniosło zaniedbanie w tej sprawie".
Kaczyński powiedział, że "całkowicie niedopuszczalne było, że policja działała - jego zdaniem - na polecenie z góry, prawdopodobnie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji". "Polecenie to było całkowicie sprzeczne z decyzją, którą wydało miasto" - dodał.
Według Kaczyńskiego, "w pewnych momentach policja ochraniała manifestujących gejów i lesbijki tak, jakby była to demonstracja legalna, a zakuwała w kajdanki przeciwników Parady Równości". "Nie może być tak, że policja jedną nielegalną demonstrację chroni, a drugą nielegalną atakuje. Na tym polega zasadniczy błąd" - podkreślił prezydent stolicy.
Jak powiedział, otrzymał od służb miejskich informację, że przeciwnicy homoseksualistów byli zakuwani w kajdanki i zatrzymywani, mimo że nie używali siły. Według niego, policja nie powinna dopuścić do wyruszenia parady spod Sejmu.
Kaczyński zapowiedział, że wystąpi do ministra spraw wewnętrznych o wyjaśnienie zachowania policji. Powiedział, że istotne jest to, czy były polecenia na piśmie. Jeśli tak - jak zaznaczył - zdyscyplinowany funkcjonariusz powinien je wykonywać. "A jeżeli nie, to poczekamy na zmianę władzy" - oświadczył.
ks, pap