Motywem działania b. asystentki Cimoszewicza - według ustaleń prokuratury - była chęć zemsty. Kobieta wielokrotnie zwracała się bowiem do b. szefa MSZ, a później marszałka Sejmu, o "załatwienia" dla niej i dla jej męża miejsca w placówce dyplomatycznej we Włoszech. Cimoszewicz jednak odmówił.
O Jaruckiej zrobiło się głośno, gdy latem 2005 r. oświadczyła, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją upoważnić do zmiany jego oświadczenia majątkowego z 2002 r. We wrześniu Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta. "Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek" - oświadczył. Zrezygnował "w proteście przeciw deprawowaniu obyczaju politycznego w Polsce przez część polityków i część dziennikarzy".
Prokuratura oskarżając Jarucką opierała się na jej zeznaniach złożonych przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, w których opisywała, jak doszło do zamiany oświadczenia majątkowego b. szefa MSZ - w kwietniu 2002 r.
B. asystentka Cimoszewicza nie przyznaje się do winy. Odmówiła w poniedziałek skomentowania decyzji prokuratury o skierowaniu przeciwko niej aktu oskarżenia do sądu. "Nie otrzymałam od prokuratury żadnej informacji w tej sprawie. To dziwne, że informuje najpierw dziennikarzy, później mnie" - powiedziała. Jarucka wielokrotnie zapewniała też, że nie działała na niczyje zlecenie i że nie było jej celem "obciążanie kogokolwiek, ani branie udziału w kampanii prezydenckiej".
ss, pap