Policyjna obława we Wrocławiu

Policyjna obława we Wrocławiu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Policyjni antyterroryści zatrzymali 25-letniego mężczyznę podejrzewanego o zabicie swoich rodziców. Ciała znaleziono w poniedziałek na klatce schodowej pod drzwiami ich mieszkania w centrum Wrocławia.
Do zatrzymania doszło w 4-piętrowej kamienicy przy ul. Prusa. Według wstępnych policyjnych ustaleń, po dokonaniu zabójstwa 25-latek zabarykadował się w mieszkaniu. Nie podjął rozmów z negocjatorami. Po wejściu antyterrorystów schował się za wersalką w jednym z pokoi. "W trakcie zatrzymania był spokojny, nic nie mówił. Słuchał naszych poleceń" - powiedział jeden z wrocławskich antyterrorystów.

25-latek został przewieziony na komendę, gdzie trwa jego przesłuchanie. Nie wiadomo, czy w poniedziałek zostaną mu postawione zarzuty.

Sprawca zadał ciosy swoim ofiarom prawdopodobnie nożem. Jak powiedział Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji, "zadano rany kłute i cięte". Świadkowie mówili, że rany były zadane głównie w okolicach głowy i klatki piersiowej.

Do zabójstwa doszło około godziny 9 rano. Po przybyciu na miejsce zdarzenia policja otoczyła budynek. Z ruchu wyłączono pobliskie ulice. Z kamienicy zostali ewakuowani wszyscy mieszkańcy. Jeden z nich powiedział, że nie jest w stanie uwierzyć w to, co się stało. O zatrzymanym powiedział, że "to był spokojny i miły chłopak".

Ciała ofiar znalazła sąsiadka Janina Jakubus. Kobieta powiedziała, że od rana słyszała krzyki dochodzące z mieszkania obok. "Słyszałam jak sąsiadka wołała: Pomocy, Józek nie zabijaj nas! Dzwoniłam na policję, ale nie udawało mi się to. Kiedy w końcu się dodzwoniłam, po wyjściu na klatkę zobaczyłam krew i leżących sąsiadów" - mówiła z płaczem kobieta.

Jak relacjonowała, w drzwiach mieszkania ujrzała syna sąsiadów. Chłopak powiedział do niej: "Tylko niech pani nikomu nie mówi, że to ja zrobiłem". Inni sąsiedzi mówili, że słyszeli, jak matka mężczyzny w pewnym momencie wybiegła z mieszkania i głośno krzyczała. "Nie wiem kto, bo nie widziałam, ale sąsiadkę na siłę wciągnięto do domu" - mówiła młoda mieszkanka kamienicy.

Mieszkańcy są wstrząśnięci tragedią. Nikt nie spodziewał się, że ten "młody chłopak, który zawsze był spokojny, może coś takiego zrobić". Wszyscy lokatorzy podkreślali, że był ogromny problem z dodzwonieniem się na policję. Potem długo czekano na przyjazd funkcjonariuszy.

"Dotarła do nas taka informacja. Wydział Kontroli Wewnętrznej Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu sprawdzi dokładnie, jak wyglądało wezwanie i zachowanie policji. Zabezpieczono już nagrania rozmów" - powiedziała Beata Tobiasz z biura prasowego dolnośląskiej policji.

25-latek mieszkał z rodzicami. Na razie nie wiadomo, czy gdzieś pracował. Jego matka była nauczycielką. Chłopak ma jeszcze brata, który prawdopodobnie przebywa zagranicą.

pap, em, ab