"Nie nakłaniałam do zabójstwa Michałka"

"Nie nakłaniałam do zabójstwa Michałka"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Barbara S., matka 4-letniego Michałka, nie przyznaje się do nakłaniania do zabójstwa swojego synka. Przed sądem odmówiła składania wyjaśnień, zgodziła się jednak na odpowiadać na pytania sądu i obrony.
Przed warszawskim sądem okręgowym rozpoczął się w już po raz trzeci proces matki 4-letniego Michałka, utopionego w Wiśle w 2001 r. Barbara S. odpowiada z wolnej stopy. Prokuratura oskarżyła ją o nakłanianie do zabójstwa syna - grozi za to nawet dożywocie.

Michałek został utopiony w styczniu 2001 r. Skazani za to zostali ówczesny konkubent Barbary S. Robert K. (na 25 lat więzienia) i jego kompan Daniel S. (na 15 lat).

W pierwszym procesie Barbara S. została skazana na 25 lat więzienia - ten wyrok uchylił jednak sąd apelacyjny; w drugim została uniewinniona - Sąd Najwyższy uznał jednak kasację prokuratury (w styczniu br.) i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia sądowi okręgowemu. SN uzasadniał swoją decyzję tym, że sądy niższej instancji zbagatelizowały część istotnych dowodów - w tym wyjaśnienia konkubenta kobiety Roberta K. (skazanego za zabójstwo Michałka na 25 lat więzienia), w których wskazywał on matkę chłopca jako zleceniodawczynię zabójstwa.

W środę kobieta ponownie nie przyznała się do winy. Ze łzami w oczach podkreślała, że jej syn był dla niej najważniejszy. "Nigdy nie mówiłam o chęci pozbycia się syna. Nie rozważałam oddania Michasia do adopcji, pod opiekę krewnych" - on był dla mnie najważniejszy. Wolałabym sama zginąć" - mówiła przed sądem.

Obrońca Barbary S. Grzegorz Lewański powiedział dziennikarzom, że w jego opinii oskarżenie jego klientki jest całkowicie bezpodstawne, a SN w uzasadnieniu zwrotu sprawy do ponownego rozpatrzenia bronił karygodnych błędów prokuratora.

Oskarżycielem posiłkowym w procesie Barbary S. jest jej b. mąż i ojciec Michałka. "Zdecydowałem się na to, bo wiem, że ona kłamie. To aktorka. Wiem, jak manipulowała ludźmi, jak manipulowała mną i swoim późniejszym mężczyzną. Chcę, by prawda wyszła na jaw i chcę dla niej maksymalnej kary" - powiedział dziennikarzom ojciec Michałka po zakończeniu pierwszej rozprawy.

Dodał, że Barbara S. oddała mu syna, później jednak zmieniła zdanie. Sprawa zakończyła się interwencją policji, która odebrała mu dziecko.

W środę matka Michałka odmówiła składania wyjaśnień., zgodziła się jednak odpowiedzieć na pytania sądu i swego obrońcy. Przesłuchanie trwało ponad dwie godziny i było kilkakrotnie przerywane ze względu na reakcję kobiety - płakała, musiała zażyć środki uspakajające. Jej obrońca wnioskował też kilka razy o nagrywanie przez sąd wyjaśnień klientki - powoływał się nawet na zapowiedzi wiceministra sprawiedliwości Andrzeja Kryże, że wszystkie głośne medialnie sprawy będą przez sąd nagrywane. Ostatecznie jego wniosek został oddalony.

Lewański poinformował przed rozpoczęciem procesu, że jego klientka cierpi na nieznaną chorobę, objawiającą się wysoką temperaturą i gwałtownym chudnięciem. Według mecenasa, kobieta schudła w ostatnim czasie 12 kg. Nie wniósł jednak o odroczenie rozprawy.

Oskarżona podkreślała w środę, że z synkiem miała wspaniałe relacje. - Chłopczyk był grzeczny, potrafił się sam bawić - mówiła. W opiece nad nim - jak zaznaczała - pomagali jej bliscy: mama, brat. Barbara S. przyznała, że ze swoim ówczesnym partnerem Robertem K. spodziewała się dziecka. Zdecydowali jednak usunąć tę ciążę. "To negatywnie wpłynęło na nasz związek, zaczął mi to wypominać" - mówiła.

Powiedziała też, że także K. miał dobre relacje z chłopcem, Michałek lubił go, kilka razy zwrócił się do niego "tato". Podkreśliła, że "do dzisiaj" nie może uwierzyć, że zabił jej syna i nie wie, dlaczego ją obciążył.

Relacjonując tragiczny dzień opowiadała, że razem z K. poszła po dziecko do przedszkola. Zaznaczyła jednak, że jej konkubent nie chciał wejść do środka. Ponownie też powtórzyła, że wychowawczyni poinformowała ją, iż chłopczyka nie ma, bo został wcześniej odebrany. "Byłam przekonana, że odebrał go - na złość mi - były mąż" - dodała.

Z relacji Barbary S. wynikało też, że dzwoniła do męża, ale nie zdołała się z nim skontaktować. Wtedy zdecydowała się zgłosić sprawę policji. "Robert K. pocieszał mnie. Mówił mi prosto w oczy, że wszystko będzie dobrze" - mówiła. Następnego dnia - jak powiedziała - wezwano ją na komendę i pokazano jej zdjęcia zamordowanego Michałka. Wtedy też został zatrzymany K.

Sąd zaczął odczytywać wcześniejsze wyjaśnienia oskarżonej, przypomniał też konfrontację pomiędzy nią a jej konkubentem. Robert S. zarzucił jej wtedy, że planowała zabójstwo syna od dawna, "bo przeszkadzał jej w ułożeniu sobie życia" i namawiała go do tej zbrodni. Barbara S. ponownie temu zaprzeczyła. W czwartek proces będzie kontynuowany. Planowane są m.in. zeznania Daniela S.

pap, ss, ab