Tym samym „Panu Turnerowi” daleko do biografii z rodzaju „od narodzin do śmierci”. Ten często powtarzany w kinie schemat z reguły spłaszcza psychikę bohatera, sprowadzając jego życie do kilku kluczowych momentów, a sam film do kroniki. By zachować niuanse, Leigh pominął młodość malarza i przedstawił go widzowi już jako dojrzałego mężczyznę i spełnionego artystę. Biorąc pod lupę około 25 ostatnich lat życia Turnera, ujął w opowieści czas jego największej sławy oraz powolne odsuwanie się w cień – spowodowane zarówno fizyczną niemocą, jak i rozkwitem nowych prądów malarskich. Dwie i pół godziny, na które twórca „Very Drake” rozłożył akcję, umożliwiły wycieczkę w głąb złożonej z paradoksów osobowości.
Nie tylko późny wiek bohatera wyróżnia „Pana Turnera” na tle innych filmów biograficznych. Podział między życiem zawodowym a prywatnym malarza zachowuje tu zaskakująco zdrowe proporcje – sztuka nie jest jedynie dodatkiem do romansów i skandali towarzyskich, lecz właściwym tematem produkcji. Leigh stara się wytłumaczyć, na czym polegała Turnerowska innowacja w widzeniu i stosowaniu koloru, odwzorowuje też przebieg wystaw w Salonie Królewskiej Akademii Sztuki. Doskonale oddaje bufoniastość tego środowiska (zarówno samych artystów, jak i nabywców dzieł – arystokracji dławiącej się własnym snobizmem), a także atmosferę rywalizacji między członkami Akademii, zwłaszcza na linii William Turner – John Constable. W zrozumieniu geniuszu obrazów tego pierwszego pomagają utrzymane w tej samej estetyce zdjęcia Dicka Pope’a.
By film nie stał się znośny jedynie dla absolwentów historii sztuki, Leigh poświęcił część swej uwagi silnej więzi Turnera z ojcem oraz jego burzliwym relacjom z kobietami – byłą partnerką Sarą Danby, późną miłością Sophią Booth i oddaną służącą Hannah. Niektóre z nakreślonych na ekranie konfliktów mają swe źródła w młodości malarza, ale reżyser nie robi nic, by streścić nam owe początki. Wystawia widza na próbę, której nie ułatwia powolna, jednostajna narracja. „Panu Turnerowi” brakuje punktu kulminacyjnego, a co za tym idzie – napięcia. Ostatecznie mamy do czynienia z kinem wymagającym i odstającym od współczesnych norm.
Najciekawsza akcja toczy się bowiem wewnątrz samego pana Turnera. Równie dobrotliwy, co nieokrzesany i momentami odpychający, budzi mieszane uczucia. Jednoznaczny zachwyt wywołują za to odtwórca głównej roli Timothy Spall oraz sama Anglia w obiektywie Pope’a – Anglia jak z obrazka.
Ocena: 6,5/10