Opowieść o człowieku, który utknął sam na Marsie, mogłaby być przypowieścią o samotności, o instynkcie przetrwania oraz o woli walki. Tak jest zresztą w pierwowzorze. W filmie Scotta staje się zaś optymistyczną historią o sile ludzkiej woli, o odkładaniu różnic na bok i wspólnym działaniu na rzecz osiągnięcia kolektywnego celu. Oczywiście jedno w pełni wynika z drugiego i adaptacja powieści tylko mocniej uwypukla przekaz, piękne zwerbalizowany w finale powieści: „Ludzkim instynktem jest nieść wzajemną pomoc”. Co znamienne - tekst ten pojawia się też w oficjalnych zwiastunach dzieła, jednak ze świecą szukać go w finalnym filmie. Z jednej strony szkoda, z drugiej - cała akcja zasada się na unaocznieniu tej zasady w formie czynów i obrazów, można więc powiedzieć, że staje się siłą popychającą akcję do przodu.
Największym zaskoczeniem podczas seansu jest fakt, jak bardzo pozytywny i podnoszący na duchu jest to obraz. Filmowa opowieść tak bardzo przepełniona jest humorem i pozytywną energią, że aż człowiek nie zdaje sobie w pełni sprawy z dramatyzmu sytuacji, w której znalazł się Mark (Matt Damon). Bądź co bądź - odosobnienie na zabójczej planecie to nie przelewki. Elementy humorystyczne stanowiły jeden z ważniejszych wyznaczników pierwowzoru, w filmie jednak wygląda to trochę tak, jakby twórcy nie wyważyli w pełni powagi i humoru, celowo przeważając szalę na jedną ze stron. Co jednak znamienne - nie jest to wyraźny minus dzieła. Stanowi wręcz niespodziewany atut, wyróżniający go na tle innych opowieści o walce człowieka z nieokiełznaną naturą. Humor staje się więc głównym wyznacznikiem obrazu, wyróżniającym go na tle konkurencji.
Matt Damon dobrze radzi sobie w tytułowej roli. Potrafi utrzymać uwagę widza. Zadanie ma jednak ułatwione, gdyż film Scotta rozgrywa się na kilku płaszczyznach jednocześnie. Reżyser stale przeplata ze sobą różnorodne wątki, także w żadnej ze scenerii nie zostajemy na tyle długo, by móc się znudzić. Trudno powiedzieć kto z plejady towarzyszących Damonowi gwiazd wypada najlepiej (a towarzyszą mu m.in Jeff Daniels, Jessica Chastain, Chiwetel Ejiofor), gdyż każde z nich dobrze odnalazło się w świecie przedstawionym i wchodzi ze sobą w interesujące interakcje.
Świetnie rozwiązano problem muzyki. Jako, że sam bohater posiada ze sobą tylko katalog muzyki pani kapitan, który zawiera jedynie kawałki disco, widz dostaje też tylko takie utwory. Stanowi to zresztą dodatkowy element humorystyczny, gdyż utwory zawsze dobrane są tak, aby podkreślać humorystyczność sytuacji.
, jak na tematykę którą podejmuje. Obraz Scotta w szczególny sposób unaocznia zasadę, głoszącą, że samodzielnie nie jesteśmy w stanie przeżyć, potrzebujemy pomocy innych. To także film o tym, jak nie należy tracić optymizmu i poczucia humoru, nawet w najtrudniejszym z czasów. A przekaz, że w chwilach kryzysu , jest niezwykle "trafny w dzisiejszych czasach. Sądzę, że to dobry czas, aby wyjść do świata z taką wiadomością", stwierdził podczas konferencji Matt Damon. Warto!
Ocena: 7/10
Relacja z TIFF dzięki uprzejmości restauracji Bollywood Lounge w Warszawie.