Malował statki, bolid F1 i budynki na całym świecie. Jego butelki rumu sprzedawały się po 1,5 mln dolarów

Malował statki, bolid F1 i budynki na całym świecie. Jego butelki rumu sprzedawały się po 1,5 mln dolarów

Mural w Stambule
Mural w Stambule Źródło:Archiwum prywatne
Praca nie musi być wybitna pod względem plastycznym, jej wartość buduje kontekst, dopiero wspólnie z nim tworzy całość. Na tym też trochę polega magia street artu. Właśnie te prace lubię najbardziej, choć często są skromne lub ukryte. Ale wokół nich właśnie jest zbudowany cały klimat – mówi w rozmowie z Ewą Minge Mariusz Waras, artysta street-artowy, grafik i projektant.

Ewa Minge: Dlaczego sztuka?

Mariusz Waras: Jak u każdego, na miejsce, w którym się teraz znajduję, miała wpływ cała masa czynników środowiskowych, w tym ludzie, czas i miejsce, w jakim się wychowałem, z drugiej strony osobista wrażliwość na otoczenie, potrzeba ekspresji i dialogu, wreszcie – wyborów i nieocenionych przypadków. Od pewnego momentu, w którym zaczynamy bardziej świadomie kierować swoim życiem – na pewno konsekwencja i ogrom codziennej pracy.

Jestem szczęśliwcem, dla którego pasja jest jednocześnie zawodem i sposobem na życie, co oprócz satysfakcji wynikającej z samej radości tworzenia i z realizacji celów, stale niesie ze sobą wymóg wytrwałości i samodyscypliny.

To również świadomy wybór, żeby w ciekawy sposób spędzić życie, pozwala łączyć ze sobą różne potrzeby i pasje, być w ciągłym ruchu, z różnych stron poznawać świat i ludzi. Jest przy tym mnóstwo zabawy, nowych znajomości, poznawania ciekawych miejsc.

Cenię interakcję z otoczeniem, zarówno w sensie przestrzennym, jak i w zakresie emocji, jakie sztuka wyzwala u odbiorców. Duża część moich realizacji powstaje w przestrzeniach publicznych, prace nastawione są na odbiorcę i jego reakcje, nie pozostają w zaciszu pracowni czy galerii.

Widziałam jak pracujesz i mam wrażenie, że jesteś uzależniony od tworzenia. Czy sztuka może być narkotykiem w naszym życiu?

Na pewno jest to jakiś sposób uzależnienia, działania trochę we własnym świecie. W przeciwieństwie do narkotyku, świat ten nie jest erzacem czy sposobem unikania życia, ale, w moim odczuciu, właśnie zmierzeniem się z realnością, metodą na wejście w dialog z otoczeniem, twórcze przekształcanie rzeczywistości. Wymaga ode mnie koncentracji i konsekwencji, jednocześnie dając pole dla eksperymentów, zdobywania doświadczeń i przekraczania ograniczeń. Motorem są zarówno moje uwarunkowania, jak i czynniki zewnętrzne: paca z ludźmi, w różnych krajach, kulturach, na wysokości, wielkoformatowo. To wszystko sprawa, że działam.

Mariusz Waras

Skąd u ciebie tak potężne formy? Czy wyrażanie się muralami to chęć bycia widocznym, swoisty krzyk w dość głuchym dzisiaj świecie na wartości wyższe, czy wręcz odwrotnie – publiczne zwrócenie uwagi na małe sprawy?

Malowaniem murali zajmuję się od ponad 20 lat, od początku swojej twórczości. Nie była to wtedy na pewno tak popularna forma jak teraz. Podejmowałem więcej działań oddolnych i bardzo spontanicznych. Powstawały prace dostępne dosłownie na wyciągnięcie ręki, ewentualnie na wysokość krótkiej drabiny, która mieściła się do samochodu. Istotnym ograniczeniem były też środki finansowe. Duża skala była efektem rozwoju, zdobywania nowych umiejętności. To był dość naturalny proces. Oczywiście skala przy muralach jest ważna, mural jest czymś widocznym, zwracającym uwagę, takim miejskim gigantem w ponadludzkiej skali. Wiąże się też z wyzwaniem fizycznym, namiastką sportu ekstremalnego. Większość murali zrealizowałem samodzielnie i to niezależnie od tego, czy one miały 5, 10, czy 15 pięter. W środowisku znany jestem z szybkiego, efektywnego tempa pracy, nawet największe realizacje wykonuję zwykle w przeciągu kilku dni. Sam proces projektowania i malowania jest dla mnie bardziej istotny, niż satysfakcja z gotowej realizacji. Istotnym etapem projektowania jest w moim przypadku rozeznanie kontekstu otoczenia, uwarunkowań przestrzennych i kulturowych. W tej chwili jest to dość proste, bo dzięki internetowi można skorzystać z dostępnych w nim map i zdjęć, łatwo nawiązywać kontakty z lokalną społecznością, przeprowadzić pogłębiony research, poznać historię czy miejskie legendy. Opowiadają one często o błahych wydarzeniach, jednak właśnie te małe historie budują specyfikę miejsca, a przepuszczone przez filtr sztuki, nabierają mocy i nowych sensów.

Twoje najdziwniejsze zlecenie?

Było ich wiele. Do mniej oczywistych realizacji malarskich zaliczyłbym statki.

Źródło: Wprost