Sztuka na sprzedaż

Sztuka na sprzedaż

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przypuszczam, że dyrektor artystyczny opery w bułgarskim Płowdiwie Kałudi Kałudow z radością i bez oporów wyciągnąłby ręce po państwową dotację. Jako że dotacji brak, postanowił utrzymać swoją placówkę w inny sposób. Niechcący udowadnia tym samym, że jeśli się chce, to można połączyć sacrum z profanum, czyli sztukę z wolnym rynkiem.
Metody, które zastosował Kałudow to czysty kapitalizm. Bo czy nie jest takim pobieranie opłat nawet za bisy, czy za zadedykowanie utworu konkretnej osobie? Jak się okazuje, w wolnorynkowym modelu kultura potrzebuje dokładnie tego, co zwyczajne przedsiębiorstwo: pomysłu. A pomysł nie musi oznaczać natychmiastowego przekwalifikowania się z opery na teatrzyk muzyczny i z filharmonii na salę koncertową muzyków hiphopowych, nie musi oznaczać degradacji kultury wysokiej.

Nie rozumiem, dlaczego sztuki nie można poddać regułom rynku. Argumenty, że wtedy ostałaby się tylko sztuka niska, są całkiem nietrafione. To w USA, a nie w Europie robią najlepsze kino i od jakiegoś czasu to w USA, a nie w Europie powstają najciekawsze, choć być może nie tak postmodernistyczne jak trzeba, fabuły literackie. To w USA - gdzie nie ma ministerstwa kultury i dotacji dla artystów, gdzie na konkretne przedsięwzięcie szuka się sponsora, gdzie ludzie dobrze wiedzą, że ambitna sztuka nie wyklucza popularności, tylko po prostu jest ją trudniej zrobić. A nie w Europie - w której sztuką zajmują się politycy, którzy przekupując twórców dotacjami, wskazują kierunek rozwoju kultury.

Odbył się ostatnio w Krakowie bodajże Kongres Kultury Polskiej. Główne pytanie, które rozmaici delegaci sobie zadawali brzmiało (cytuję stronę www kongresu): "Co przyniosły transformacja ustrojowa oraz przystąpienie Polski do struktur UE? Jakie zmiany zaszły w sposobie zarządzania kulturą na przestrzeni dwóch ostatnich dekad? W jakim kierunku powinna zmierzać polityka kulturalna państwa? Jakie wyzwania stoją przed nią we współczesnym, globalizującym się świecie?"

Jeśli takie pytania zadają sobie współcześni artyści, to ja dziękuję. Jeśli ktoś myśli, że śladem Dostojewskiego pytają o Boga, albo niczym Mickiewicza przejmuje ich dobro Narodu, myli się. Ich interesuje "transformacja ustrojowa", "polityka kulturalna" i "globalizujący się świat", czyli dokładnie te same tematy, które o wiele lepiej zgłębili ekonomiści, albo którymi zajmują się politycy.

No, cóż, to "zarządzanie kulturą" jak dotąd nie przynosi większych efektów. A zapomniałbym! Państwowy Instytut Sztuki Filmowej przyłożył rękę (tzn. milion złotych) do superobrazoburczego hitu ostatnich miesięcy "Antychrysta". To jest dopiero sukces!