Co z tą Kreskostorią?

Co z tą Kreskostorią?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatnio dane mi było obejrzeć pilotażowy odcinek "Kreskostorii Polski", zatytułowany "Gdzie jest ten krzyż?" Jestem bardzo ciekawa reakcji widzów na ów oryginalny serial - ja po obejrzeniu pierwszego odcinka mam co najmniej mieszane uczucia.
Przyznaję że twórcy "Kreskostorii Polski" wpadli na znakomity pomysł, by pokazać inne, niemartyrologiczne oblicze naszej historii. Miał to być serial lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze - a przy okazji pokazujący najważniejsze fakty przez pryzmat życia zwykłych ludzi. Każdy twórca, nie tylko filmowy, doskonale wie, że nie ma nic trudniejszego niż stworzyć coś dowcipnego i lekkiego. Twórcom "Kreskostorii", sądząc po pilotażowym odcinku serii, nie do końca się to udało.

Opowiedzenie wydarzeń z ponad tysiąca lat w zaledwie 26 odcinkach siłą rzeczy musi być wielkim skrótem, rodzajem historycznego szkicu. Takie ekspresowe opowiadanie historii za pomocą surowej w formie kreskówki nie jest tu złym pomysłem, choć przekonywanie dziennikarzy podczas pokazu pilotażowego odcinka, że widz jest zmęczony pixarowską estetyką, w sytuacji, kiedy dwa zdania później producenci przyznają, że nie było ich stać na spektakularne efekty, nie jest najlepszym pomysłem PR-owym.

Nie forma jest jednak ważna lecz treść. A więc przede wszystkim humor, reklamowany przez wytwórnię jako inteligentny. No cóż - to określenie jest zdecydowanie na wyrost. Żarty prezentowane na ekranie są płaskie, okraszane od czasu do czasu wulgaryzmami i młodzieżowym slangiem lub czymś, co według twórców jest młodzieżowym slangiem. Dobrawa jako zrzędząca i zagrzebana w pieluchach żona z dzieckiem na ręku i Mieszko - książę-pantoflarz, po cichu wymykający się z mieczem z zamku, by sobie powojować - taka wizja bohaterów historii Polski ma w sobie potencjał, który jednak nie został przez twórców Kreskostorii wykorzystany. A już Mieszko, mówiący o 
Dobrawie: "Ee, nie jest tak źle, bufory i te sprawy w porządalu" - to humor rodem spod budki z piwem. Podobnie jak tłum krzyczący: "za jaja, za jaja", podczas przybijania niewiernego męża za genitalia do poręczy mostu. A to tylko niewielka próbka "odważnego odbrązowiania naszej historii".

Czy naprawdę trzeba uciekać się do takich tanich chwytów, by zrobić zabawny film historyczny? Osobiście bardzo żałuję, że twórcy Kreskostorii nie wzięli przykładu z grupy Monty Pythona. Na przykład z ich obrazoburczego - a przy tym naprawdę zabawnego - "Żywotu Briana". A może to tylko pierwsze śliwki robaczywki?