Florence Welch zawsze miała teatralne zapędy, a ten album to teatr jednego aktora.
To co wyprawia tu wokalistka ze swoim głosem, przyćmiewa całą branżową konkurencję z Adele na czele. Wersje demo zamieszczone na poszerzonej wersji wydawnictwa, bez studyjnego wielogłosu, są tego najlepszym dowodem. Także dlatego, że jej opowieści o zmaganiach z wygasającą miłością brzmią szczerze i dramatycznie.
Nie brzmi to jak sentymentalna kreacja dla potrzeb kilku piosenek, tylko jak opis autentycznych przeżyć.
Album zbudowany jest na solidnych podstawach – znakomite melodie i potężne aranże nie pozostawiają wątpliwości, kto będzie w tym roku królował na wszystkich ważniejszycheuropejskich festiwalach w dziedzinie chóralnych śpiewów z publicznością. Ale znajdziemy tu też wielkiej urody ballady, dowodzące, jak uniwersalną jest wokalistką. Nie wiem, czyjego autorstwa jest tytuł płyty, ale trudno o jej lepsze podsumowanie.
FLORENCE AND THE MACHINE, „HOW BIG, HOW BLUE, HOW BEAUTIFUL”, UNIVERSAL
Nie brzmi to jak sentymentalna kreacja dla potrzeb kilku piosenek, tylko jak opis autentycznych przeżyć.
Album zbudowany jest na solidnych podstawach – znakomite melodie i potężne aranże nie pozostawiają wątpliwości, kto będzie w tym roku królował na wszystkich ważniejszycheuropejskich festiwalach w dziedzinie chóralnych śpiewów z publicznością. Ale znajdziemy tu też wielkiej urody ballady, dowodzące, jak uniwersalną jest wokalistką. Nie wiem, czyjego autorstwa jest tytuł płyty, ale trudno o jej lepsze podsumowanie.
FLORENCE AND THE MACHINE, „HOW BIG, HOW BLUE, HOW BEAUTIFUL”, UNIVERSAL