Ppor. Artur Skobel od 2009 roku pracuje jako ratownik medyczny. Swoją ścieżkę zawodową zaplanował już w liceum, zaczynając od pracy w pogotowiu ratunkowym, a później – zafascynowany możliwościami rozwoju – trafił do jednostki wojsk specjalnych, w której służył niemal dekadę.
Misje w Iraku i Afganistanie ukształtowały jego podejście do służby i przygotowania bojowego. Jak sam podkreśla, są doświadczenia, których nie da się zdobyć w żadnych innych warunkach.
– Nabierając doświadczenia, którego nie da się zasymulować i nie da się w żadnych innych warunkach dostać, jesteśmy lepszymi żołnierzami, lepiej jesteśmy przygotowani do obrony naszego kraju. Więc nie jesteśmy armią defiladową, tylko armią, która jest doświadczona w walce – mówi.
Cała rozmowa:
Dla ppor. Skobla to sedno profesjonalizmu wojska – realne działanie w warunkach stresu, ograniczonych zasobów i ryzyka. Jego zdaniem to właśnie te sytuacje uczą odpowiedzialności, szybkości reakcji i współpracy.
Wojskowe misje zagraniczne jako kuźnia umiejętności
Służba w strefach działań wojennych wiąże się z realnym zagrożeniem życia – ostrzały, patrole w niebezpiecznych rejonach, ewakuacje rannych. Skobel przyznaje, że strach jest nieodłącznym elementem. – Każdy się boi. Odwaga to umiejętność pokrywania strachu. Jeśli ktoś mówi, że się nie boi, to prawdopodobnie ma zaburzenia psychiczne. My kontrolujemy strach i przekuwamy go w motywację – zaznacza.
Podkreśla, że misje nie są jedynie obowiązkiem, ale także szansą na zdobycie umiejętności, których nie da się wypracować w kraju. Każdy powrót z misji to lepsze przygotowanie nie tylko jednostki, ale i całych Sił Zbrojnych do realnej obrony państwa.
Wojny wygrywają rezerwiści
Wojna w Ukrainie brutalnie przypomnina, że w nowoczesnym konflikcie militarnym nie wystarczy liczyć tylko na wojsko zawodowe. Skobel zwraca uwagę na konieczność zaangażowania szerszego zaplecza medycznego.
– Wojny nie wygrywają zawodowi żołnierze, tylko rezerwiści. Musimy edukować i angażować cywilnych medyków – mówi.
Jego zdaniem w czasie kryzysu każdy lekarz, pielęgniarka i ratownik medyczny może stać się nieocenionym wsparciem systemu obrony. Dlatego kluczowe jest wdrażanie elementów medycyny pola walki do programów studiów medycznych, szkoleń specjalistycznych oraz kursów dla ochotników.
Medyczna współpraca cywilno-wojskowa
Dziś Wojsko Polskie intensywnie szkoli ukraińskich lekarzy w zakresie procedur chirurgicznych stosowanych w warunkach bojowych. Szkolenia prowadzone są m.in. w Wojskowym Instytucie Medycznym, często przy udziale instruktorów ze Stanów Zjednoczonych.
Współpraca działa też w drugą stronę – doświadczenia ukraińskich medyków z frontu mogą przyczynić się do modyfikacji procedur medycyny pola walki na całym świecie. Jak mówi Skobel, to bezcenne źródło wiedzy, które należy wykorzystać zarówno w wojsku, jak i w ochronie zdrowia cywilnego.
Skobel przekonuje, że skuteczność systemu medycznego w czasie wojny zależy od tego, jak dobrze cywilne struktury ochrony zdrowia będą przygotowane do współpracy z wojskiem.
– Musimy edukować i wspierać się zasobami medycyny cywilnej. Tylko wtedy system będzie wydolny w czasie konfliktu – komentuje.
Podkreśla, że cywilni medycy powinni być zachęcani do udziału w szkoleniach nie tylko ze względu na potrzeby obronne kraju, ale też na realne korzyści zawodowe – dodatkowe umiejętności, większa pewność w działaniu w sytuacjach kryzysowych i podniesienie kwalifikacji.
„Armia defiladowa” to zaprzeczenie nowoczesnego wojska
Dla Skobla określenie „armia defiladowa” to przeciwieństwo tego, czym powinny być nowoczesne siły zbrojne. – Nie jesteśmy armią defiladową – powtarza. – Jesteśmy armią, która jest doświadczona w walce.
To doświadczenie, zdobyte w misjach i realnych działaniach, jest – jego zdaniem – najważniejszym elementem przygotowania żołnierza. Bez niego trudno mówić o prawdziwej gotowości obronnej państwa.
