Policja przymknęła oko na zgromadzenie Bąkiewicza? Warszawski Ratusz zawiadomił prokuraturę

Policja przymknęła oko na zgromadzenie Bąkiewicza? Warszawski Ratusz zawiadomił prokuraturę

Robert Bąkiewicz
Robert Bąkiewicz Źródło:Newspix.pl / Aleksander Majdanski
Manifestację opozycji z 10 października skutecznie zagłuszało znacznie mniejsze zgromadzenie narodowców pod przewodnictwem Roberta Bąkiewicza. „Gazeta Wyborcza” opisała próby podejmowane przez warszawski Ratusz i zaskakująco bierną postawę policji w tej sprawie.

W środę 13 października do warszawskiej prokuratury okręgowej wysłano zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów, którzy nie reagowali na zgłoszenia stołecznych urzędników dotyczące około 40-osobowej manifestacji z niedzieli. Po raz pierwszy o godzinie 16:30 dyrektor Zarządu Terenów Publicznych Arkadiusz Łapkiewicz poprosił oficera policji o zdjęcie montowanej przez narodowców niebezpiecznej dla przechodniów instalacji z dużymi głośnikami.

Policja pozwoliła Bąkiewiczowi zagłuszać manifestację opozycji

O 16:59 ten sam urzędnik złożył zawiadomienie na komendzie. W odpowiedzi dopiero o godzinie 19 usłyszał, że patrol będący na miejscu „nie stwierdził nieprawidłowości”. Do policji zwrócił się również urzędnik ze stołecznego biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego. Poskutkowało to jedynie przyprowadzeniem organizatorki, która obiecała ściszenie muzyki i haseł, czego później nie zrobiła.

Rzecznik policji nadk. Sylwester Marczak nie zgadzał się z zarzutami i twierdził, że policja nic nie mogła zrobić, bo rozwiązania wiecu mógł domagać się jedynie Ratusz. Rzeczniczka prezydenta Warszawy podkreślała jednak, że nie chodziło o rozwiązanie zgromadzenia, a jedynie wyegzekwowanie przyciszenia komunikatów. „Wyborcza” przypomina, że swoje głośniki, od których drżały szyby w oknach, i które skutecznie zagłuszały kilkudziesięciotysięczną manifestację opozycji, narodowcy kupili z trzymilionowej dotacji, uzyskanej z rządowego Funduszu Patriotycznego.

Urzędnicy zgłaszają bierność policji do prokuratury

Na łamach „Wyborczej” opublikowano treść pisma, które warszawscy urzędnicy przesłali do prokuratury. „Głośniki [narodowców] stanowiące element nielegalnej konstrukcji skierowane były w stronę placu Zamkowego, a nie w kierunku ok. 40 uczestników zgromadzenia [narodowców], co świadczy o celowym i świadomym działaniu mającym na celu zakłócenie przebiegu innego zgromadzenia” – możemy przeczytać w przytaczanym fragmencie.

„Brak adekwatnych, skutecznych działań ze strony policji wskazuje na możliwość popełnienia przez jej funkcjonariuszy przestępstwa wymienionego w art. 231 par. 1 KK, zgodnie z którym funkcjonariusz publiczny, który nie dopełnia obowiązków, działając na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Brak reakcji na zagrożenie, jakie stanowiła konstrukcja podtrzymująca nagłośnienie, oraz na celowe i świadome zakłócanie legalnego zgromadzenia wskazują jednoznacznie na niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy zabezpieczających oba zgromadzenia" – czytamy dalej.

Prounijny wiec w Warszawie

W niedzielę 10 października, tak jak zapowiedział były premier i p.o. szefa , na Placu Zamkowym w  o godz. 18 rozpoczął się prounijny wiec.

Manifestację zwołano po tym, jak Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie wniosku premiera o zbadanie wyższości prawa unijnego nad polskim (w wybranych przypadkach). Podobne manifestacje zaplanowano w ponad 100 miastach w kraju, ale to na tę w stolicy wybrali się m.in. czołowi politycy PO.

Na pl. Zamkowym pojawili się też ludzie zwołani przez lidera Straży Narodowej Roberta Bąkiewicza, którzy zagłuszali manifestujących. Zakłócali wystąpienia, m.in. uczestniczki Powstania Warszawskiego Wandy Traczyk-Stawskiej albo gdy demonstranci odśpiewywali hymn.

Czytaj też:
Bąkiewicz ostro do TVN: Jesteście kłamcami. TVN powinna być zlikwidowana, bo jest szkodnikiem

Źródło: Gazeta Wyborcza