Zawód: doradca rozwodowy

Zawód: doradca rozwodowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pomyśli o wszystkim – od przeprowadzki po podział prezentów ślubnych. Zadba o to, by rozwód nie skończył się jak w filmowej „Wojnie państwa Rose”. Doradca rozwodowy wchodzi do gry.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Separacje i rozwody mimo, że złe napędzają koniunkturę i, co jest nowością, dają miejsca pracy. Na kontynent zaczyna przybywać z Wielkiej Brytanii nowa profesja – "divorce planner". Podobny do tego, który ma zaplanować ślub, ale jego zadania są zgoła inne. Oprócz zajmowania się tak przyziemnymi sprawami jak podział majątku czy przeprowadzka, doradca rozwodowy zorganizuje także imprezę rozwodową, której hitem będą laleczki voodoo z podobizną byłego lub byłej.

Divorce planner pomaga także w początkowym okresie nowego życia. Szuka mieszkania, opiekunki dla dziecka, próbuje doradzić w sprawach zawodowych i finansowych. Jak widać, jego lista zajęć praktycznie nie ma końca. Na fali popularności profesji zaczęto organizować także targi rozwodowe. Pierwsze odbyły się w 2007 roku w Wiedniu, później przyszła pora na Paryż w 2009 roku, a najbliższe odbędą się w Mediolanie. Otwarcie już w sobotę. Włosi szykują się na sporo gości – tylko w ich kraju rocznie rozwodzi się 100 000 par, 160 000 bierze separację. Ślubów jest tylko 220 000 rocznie. – Trzeba zmienić podejście – mówi  Gian Ettore Gassani, szef stowarzyszenia dla małżeństw -  Włosi zawierają związki małżeńskie zbyt pochopnie. Często, jeszcze przed ślubem, pytają jak wygląda ze strony prawnej kwestia separacji i rozwodu – komentuje.

Mimo wszystko, na rozwód mało kto jest przygotowany. – Tutaj pojawia się nasza rola. Wskazujemy, co trzeba robić, dajemy namiary na specjalistów, agencje – mówi Franco Zanetti, który wymyślił mediolańskie targi rozwodowe. Pojawią się tam zarówno agenci nieruchomości, laboratorium zajmujące się ustalaniem ojcostwa jak i salony spa, które oferować będą specjalne pakiety dla świeżo rozwiedzionych. Nie zabraknie oczywiście również profesjonalnych divorce-plannerów.

PP, La Stampa