- Istnieją dowody na to, że Bractwo zawarło jakiś kontrakt z wojskiem już na początku rewolucji - mówi Eliasz Zarwan, starszy analityk z International Crisis Group. - To ma sens. Jeśli wojsko chce ustabilizować sytuację w kraju, próbuje zjednać organizację, która cieszy się w Egipcie ogromnym poparciem - dodaje. Stwierdza także, że Bractwo Muzułmańskie zdaje sobie sprawę z poparcia społeczeństwa i z istotnej pozycji jaką w Egipcie zajmuje.
- Wszyscy jesteśmy zmartwieni - wyznaje Amr Koura, producent telewizyjny, reprezentujący poglądy mniejszości świeckiej. Stwierdza także, że młodzież egipska nie ma już kontroli nad rewolucją. Podobne obawy zdradza rządowa koalicja, zaniepokojona wzrostem siły Bractwa. Proponuje siłom liberalnym zorganizowanie kampanii społecznej, by przekonać społeczeństwo do "świeckiej drogi odbudowy kraju".
Nie oznacza to jednak, że Bractwo będzie dążyć do ustanowienia państwa wyznaniowego. Od pierwszych dni rewolucji przywódcy organizacji podkreślali, że popierają tolerancję religijną i zasady demokratycznego państwa prawa.
paa