Inaczej sytuację ocenia profesor na Uniwersytecie Harvarda i były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kenneth S. Rogoff. Według niego jest bardzo emocjonalna i chwiejna. "Tego rodzaju wydarzenie może niekiedy wywołać reakcję znacznie przekraczającą to, czego można by się spodziewać" - stwierdził.
"NYT" podkreśla, że inwestorzy będą bardzo uważnie obserwować sytuację po otwarciu światowych rynków w poniedziałek, a zwłaszcza handel obligacjami USA. Zaznacza przy tym, że dwie pozostałe agencje ratingowe, Moody's i Fitch utrzymały dotąd rating USA na najwyższym poziomie AAA, w związku z czym nawet po obniżeniu go przez S&P do AA+ obligacje amerykańskie pozostają jednym z najatrakcyjniejszych aktywów dla inwestorów zaniepokojonych np. kryzysem w strefie euro. "Ludzie będą szukać bezpiecznej lokaty - mówi Ward McCarthy, główny ekonomista firmy doradztwa inwestycyjnego Jefferies. - Nie mają dużego wyboru. Tylko złoto i amerykańskie obligacje".
"NYT" podał, że zdaniem niektórych analityków, na poniedziałkowym otwarciu indeksy na Wall Street mogą nawet wzrosnąć, po dużych spadkach z ubiegłego tygodnia (7,1 proc. w pięć dni). Dziennik zwraca uwagę, że giełda jest barometrem nastrojów gospodarczych. A ponieważ 70 proc. gospodarki USA jest napędzane przez rynek konsumencki, niepokoić może każde wydarzanie, które byłoby w stanie spowodować dalszy spadek nastrojów. "Ludzie mogą nie orientować się w szczegółach zachodzących wydarzeń, ale jak słyszą o niewypłacalności USA, to zaczynają się bać, choćby chodziło o niewielką niewypłacalność wynikającą z przyczyn praktycznych" - podkreśla profesor gospodarki na University of Chicago Raghuram G. Rajan.
pap