O ile groźba wojny wydaje się Kornblumowi przesadzona, o tyle podziela on pogląd ekonomisty z Harvardu Martina Feldsteina, który w 1997 roku przewidział, że wprowadzenie euro bez jednoczesnej wspólnej polityki fiskalnej i gospodarczej niechybnie doprowadzi do tarć między krajami strefy euro i odrodzenia nacjonalizmów. Uwypuklił to obecny kryzys. "Biedniejsze kraje odrzucają cięcia konieczne, by dorównać do niemieckich standardów. Niemcy odmawiają podjęcia kroków, które są konieczne, by zbudować prawdziwie gospodarczą wspólnotę. W rezultacie mamy pata. Zamiast działać stanowczo, europejskie rządy czują się ograniczone swoim przywiązaniem do idei Europy i podejmują jedynie małe kroki, które nie podważą równowagi w UE. Ten obezwładniający lęk przez wywołaniem wewnętrznego konfliktu jest prawdziwym dziedzictwem II wojny światowej, co tak bardzo zaważyło na UE od czasu jej narodzin w 1957 r. Europejscy politycy wiedzą, że nicnierobienie jest lepsze niż podważanie tak trudno zdobytej stabilności" - diagnozuje Kornblum.
Autor artykułu krytycznie ocenia poświęcone kryzysowi nieformalne spotkanie ministrów finansów UE w połowie września we Wrocławiu z udziałem ich amerykańskiego odpowiednika Timothy'ego Geithnera. "Spotkanie kręciło się nie wokół działania, ale tego, jak w najlepszy sposób nie zrobić nic radykalnego" - ubolewa były dyplomata.
PAP