5 maja Gyorgy Matolcsy, szef Narodowego Banku Węgier (Magyar Nemzeti Bank, w skrócie MNB), odrzucił oskarżenia opozycji, która zarzucała mu nepotyzm i korupcję. Całą aferę nazwał "politycznym blefem", choć sprawa jest poważna. Krytycy Matolscy'ego sugerują mu nieuczciwe zarządzanie funduszem naukowo-kulturalnym, wynoszącym 267 mld forintów, czyli prawie miliard dolarów.
Wyrok węgierskiego TK
Sprawa funduszu wyszła na jaw, kiedy węgierski Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodną z konstytucją nowelizację ustawy przyjętą 1 marca przez parlament. Miała ona ograniczać dostęp do informacji dotyczących spółek i fundacji tworzonych przez Bank Węgier. Wydatkami MNB interesował się także Europejski Bank Centralny, który na początku kwietnia wzywał Węgrów do sprawdzenia swoich programów wspomagania fundacji.
Onkolog napisze historię Węgier
6 fundacji zarządzających miliardem dolarów przyznawało granty firmom, z których część kontrolowana była przez członków rodziny Matolcsy'ego, miedzy innymi jego najbliższego kuzyna. Kieruje on spółką New Wave, która uzyskała dofinansowanie na poziomie 7 mln zł. Sam Matolcsy w jednej z nowych fundacji jest przewodniczącym, w innej z kolei zasiada jako jeden z członków.
Publiczne pieniądze posłużyły także do zapłacenia za napisanie sześciotomowej historii Węgier przez związanego z partią rządzącą historyka-amatora, z zawodu onkologa.
Zderzenie nieba z ziemią
– Fundacje nie sprawdzały kim są właściciele firm otrzymujących granty – tłumaczył się prezes banku. – Wiadomości ukazujące w złym świetle Narodowy Bank Węgier i jego fundacje oraz ich zarządców, są sprawą polityczną, prowadzoną przez partię opozycyjne i określone media – mówił Matolcsy w wywiadzie. Utrzymuje, że nadal cieszy się poparciem Viktora Orbana, jedynej osoby mogącej go usunąć. Jak mocna jeszcze do niedawna była pozycja szefa MNB najlepiej oddają słowa premiera: "prędzej zderzą się niebo i ziemia, niż nastąpi jego odejście".
Światowe media przypominają, że niepodzielne rządy Fideszu rozpoczęły się na Węgrzech właśnie od skandalu korupcyjnego z udziałem najważniejszych polityków rządu i głośno zastanawiają się, czy Orban pójdzie w ślady Gyurcsany'ego.