Całe zamieszanie związane z rezygnacją Elona Muska zaczęło się od… wpisu na Twitterze, który został opublikowany w sierpniu. Musk ogłosił w portalu społecznościowym, że ma środki na zdjęcie spółki z giełdy po cenie 420 dolarów za akcję. Po zamieszczeniu posta o takiej treści akcje spółki wystrzeliły w górę o ponad 9 proc., ale jak się okazało, wpis zawierał nieprawdę.
Sprawą zajęła się Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych, która kilka dni temu wszczęła dochodzenie ws. działań Muska. Podkreślono, że stwierdzenia prezesa Tesli były „fałszywe i wprowadzające w błąd”.
„Musk nawet nie omówił, a tym bardziej nie potwierdził kluczowych warunków transakcji, w tym ceny, z jakimkolwiek potencjalnym źródłem finansowania” – orzekł amerykański nadzór finansowy. BBC przypomina, że początkowo Musk odpierał zarzuty i zapewniał, że działał w „najlepszym interesie prawdy, przejrzystości i dobra inwestorów”.
Ostatecznie Musk zawarł porozumienie, na mocy którego on sam i spółka Tesla muszą zapłacić po 20 mln dolarów kary. Musk musi też ustąpić ze stanowiska prezesa Tesli na okres trzech lat. Od teraz będzie pełnił funkcję dyrektora generalnego.
Czytaj też:
Elon Musk przedstawił pierwszego kosmicznego turystę, który okrąży Księżyc