Przekleństwo „wiecznie uśmiechniętego” delfina. Tak cierpią ssaki ku uciesze turystów

Przekleństwo „wiecznie uśmiechniętego” delfina. Tak cierpią ssaki ku uciesze turystów

Po lewej delfin Jonas (z widoczną infekcją oka), po prawej Splash. Oba delfiny zmarły przed zamknięciem delfinarium w Marmaris
Po lewej delfin Jonas (z widoczną infekcją oka), po prawej Splash. Oba delfiny zmarły przed zamknięciem delfinarium w Marmaris Źródło:Archiwum prywatne / Tracey Özdemir
Frosia, jej 15-dniowe cielę (bez imienia), Flip, Splash oraz Jonas – to delfiny, które zmarły przedwcześnie, zanim zamknięto delfinarium w tureckim Marmaris. Pokazy i sesje pływania z udziałem tych dzikich zwierząt są wbrew ich naturze, a sens terapii jest kwestionowany przez naukę. Przynajmniej część zniewolonych ssaków pochodzi z połowów w Taiji – słynnej zatoki, która co roku spływa krwią.

Na zdjęciu widzimy Splasha. To delfin, który w lipcu ubiegłego roku zmarł w nieistniejącym już delfinarium w tureckim Marmaris. Zdjęcie pokazała nam aktywistka Tracey Özdemir, założycielka organizacji broniącej praw waleni o nazwie Media On Taiji Ocean Defenders. Dowiedziała się, że ciało delfina obłożono pojemnikami z mrożonymi rybami, by wynieść je z ośrodka pod osłoną nocy. Delfinarium w Marmaris w związku z kilkoma następującymi po sobie przypadkami śmierci delfinów zostało zamknięte, ale w tym kraju działają inne chętnie odwiedzane przez turystów. Do jednego z nich trafiły Daisy i Eva, dziecko Frosii. – Zwycięstwo było słodko-gorzkie – mówi Özdemir.

Delfin Splash zmarł w Marmaris ubiegłym roku

W połowie lipca portale informacyjne obiegł news o plażowiczach zaatakowanych w Japonii przez delfiny. W pobliżu popularnej plaży Suishohama w mieście Mihama w prefekturze Fukui. To piękna i popularna plaża, znana z turkusowej wody i krajobrazu, który budzi skojarzenie z Karaibami. Atak skończył się m.in. złamaniem ręki i żeber u czterech pływaków. Nie wiadomo, czy plażowicze sami szukali kontaktu z pięknymi ssakami, czy to one zaatakowały znienacka.

Jak to możliwe? Przecież pysk delfinów zawsze wygląda na uśmiechnięty. Trudno powiedzieć o nich „dzikie zwierzęta”. W rzeczywistości uśmiech delfina to anatomiczny grymas jego szczęk. – Uśmiech delfina to największe oszustwo natury. Stwarza wrażenie, że jest zawsze szczęśliwy – powiedział Ric o’Barry, były trener delfinów, założyciel organizacji non-profit Dolphin Project na rzecz zakończenia ich niewoli.

Pozorna przyjazność i podatność na tresurę to powody, dla których delfiny od lat służą ludzkiej rozrywce oraz terapii (ang. dolphin-assisted therapy). Z punktu widzenia pacjentów okazuje się ona być bez znaczenia, bo jej skuteczność została podważona przez badania naukowe. Niewykluczone, że gdyby nie surowa tresura, wiele interakcji z delfinami także skończyłoby się ugryzieniem lub uderzeniem. Do jednego z ostatnich takich ataków doszło w 2022 roku na Florydzie, gdzie delfin uderzył trenerkę na oczach publiczności.

– Premiera filmu „Flipper” w 1963 roku dokonała dzieła ekspansji delfinariów w USA i Europie. Ludzie chcieli oglądać butlonosy, które poniekąd stały się ambasadorami waleni. Jest popyt, musi być i podaż. Zaczął się delfinowy biznes – mówi Piotr Przyłucki, prezes Stowarzyszenia Castellum Nostrum, który jako student Hodowli i Biologii Zwierząt odbył staże w delfinariach, m.in. w Niemczech, Szwajcarii, USA i Japonii. – Hodowla nie była doskonała, delfiny często chorowały, dochodziło do poronień lub cielęta nie żyły długo. Jedynym rozwiązaniem było pozyskiwanie nowych zwierząt z odłowów lub rozwinięcie metod hodowlanych. Moim zdaniem działały wówczas obie drogi. Delfinaria okazały się wielomiliardową (w dolarach) gałęzią przemysłu rozrywki – opowiada. Do dziś delfiny bawią także w sieci, o czym świadczy popularność trenerki Anny Chulkovej z delfinarium w gruzińskim Batumi, na TikToku. Na jej filmach delfiny wykonują nawet coś w rodzaju tańca.