Policja z Norwich opublikowała komunikat w sprawie wstrząsających doniesień. Funkcjonariusze potwierdzają, że ujawnili ciała w posiadłości na obrzeżach miasta. Służby zaalarmował jeden z sąsiadów, który był zaniepokojony sytuacją w domu, ale komunikat nie precyzuje o jakie obawy mogło chodzić. Mundurowi podjęli interwencję na Allan Bedford Crescent na krótko przed godziną 7 rano w piątek, 19 stycznia.
W komunikacie przyznano, że funkcjonariusze musieli dostać się do domu siłą. – Możemy potwierdzić, że u wszystkich czterech stwierdzono obrażenia, a sekcja zwłok zostanie przeprowadzona w odpowiednim czasie w celu ustalenia przyczyny śmierci. Oczekuje się, że funkcjonariusze pozostaną na miejscu przez jakiś czas – powiedział kierujący śledztwem inspektor Chris Burgess z głównego zespołu dochodzeniowego w Norfolk i Suffolk.
Zbrodnia w angielskim Costessey. Nieoficjalne doniesienia
Jak dodał, trwają obecnie prace nad ustaleniem okoliczności, które doprowadziły do śmierci tych osób. – Na ten moment utrzymujemy, że był to odosobniony przypadek – wskazał. Ze względu na obawy mieszkańców okolicy, gdzie doszło do tajemniczej tragedii, zdecydowano o przekierowaniu tam większej liczby patroli policji.
Inspektor Burgess przyznał, że zdaje sobie sprawę z zainteresowania opinii publicznej tożsamością ofiar. – Pod wskazanym adresem mieszkał mężczyzna i dwójka dzieci, natomiast kobieta, której ciało ujawniono przebywała tam z wizytą i nie mieszkała na terenie posiadłości. Najbliżsi krewni zostali poinformowani i wspieramy ich – zapewnił.
Cztery ciała w Anglii. Policja była w tym domu już wcześniej
Odniósł się też do nieoficjalnych doniesień, z których wynika, że w okolicy znaleziono nóż, jednak biorąc pod uwagę obecny stan śledztwa nie można potwierdzić, by miał on jakikolwiek związek z tą sprawą. Policja potwierdziła też, że funkcjonariusze byli na miejscu zbrodni już wcześniej, 14 grudnia ubiegłego roku. Interwencja miała związek z dochodzeniem w sprawie zaginięcia osoby.
Nieco więcej światła na sprawę rzuca brytyjski dziennik „The Telegraph”, który informuje, że ciało należało do 45-letniego polskiego inżyniera. Pozostałe ofiary to – jak podaje gazeta – 36-letnia żona mężczyzny i dwójka dzieci.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że był to dom pana Bartłomieja – pisze dziennik – i dodaje, że mężczyzna był absolwentem Politechniki Wrocławskiej pracującym w Anglii od 20 lat. Tożsamość 36-latki nie jest znana, bądź nie została ujawniona.
Z relacji sąsiadów wynika natomiast, że w domu pojawiała się siostra żony Polaka, która miała pomagać w opiece nad szwagrem, ale część z mieszkających w okolicy osób nie widziała jej przez ostatnie miesiące. – Nie wiemy, co się stało. To jest po prostu wstrząsające – przyznaje osoba z rodziny ofiar, która chciała zachować anonimowość.
twitterCzytaj też:
Szukali go przez 22 lata. „Znajdował się na liście najbardziej poszukiwanych przestępców”Czytaj też:
Odnaleziono list, który pozostawił sprawca strzelaniny w Pradze. Treść listu szokuje