Elektorzy za Obamą

Elektorzy za Obamą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad miesiąc po wielkiej gali wyborczej w Ameryce odbywają się zupełnie zapomniane przez media właściwe wybory prezydenckie. Dzisiaj we wszystkich stanowych stolicach miały miejsce zebrania elektorów.
To one zdecydują o tym, że nowym prezydentem USA zostanie zapewne Barack Obama.

W odróżnieniu od innych demokracji świata, wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych mają charakter dwustopniowy: obywatele poszczególnych stanów głosują na elektorów zgłoszonych przez partie polityczne, którzy następnie wybierają prezydenta. Mechanizm ten wynika z przekonań ojców-założycieli USA, którzy nie ufali zdolności mas społecznych do podjęcia rozsądnej decyzji. Wybór prezydenta przez elitarne grono miał gwarantować, że urząd trafi w ręce najlepszego kandydata. Z czasem proces ten się zdemokratyzował i elektorzy zaczęli respektować wolę ludności. Część stanów wymaga od nich złożenia przysięgi, że będą głosować zgodnie z życzeniem obywateli. Zdarzają się jednak pojedyncze przypadki, w których elektorzy głosują na innego kandydata niż powinni lub wstrzymują się od głosu. Do tej pory nie zmieniło to wyniku żadnych wyborów.

Liczba elektorów, jakimi dysponuje stan jest równa jego reprezentacji w Kongresie, która z kolei zależy od liczby ludności. Najludniejsza Kalifornia dysponuje 55 głosami. Znajdujące się na drugim biegunie Alaska bądź Wyoming mogą liczyć tylko na 3 reprezentantów w Kolegium. 48 na 50 stanów stosuje zasadę „zwycięzca bierze wszystko" – partia, której kandydat wygrał, otrzymuje całą pulę elektorów, niezależnie od uzyskanej przewagi. Stąd w kampanii wyborczej nacisk kładziony był na ludne stany o chwiejnych preferencjach politycznych, w rodzaju Florydy czy Pensylwanii.

Na liście elektorów nie ma znanych nazwisk – są to przeważnie lokalni aktywiści partyjni. Stanowi to dodatkową gwarancję, że wybory przebiegną zgodnie z oczekiwaniami – głosowanie na innego kandydata oznacza koniec kariery we własnym ugrupowaniu.

Według wyników głosowania powszechnego Obama może liczyć na 365 głosów w Kolegium. McCain – tylko na 173.

Oddane głosy zostaną zapieczętowane i przesłane do Waszyngtonu. Tam 4 stycznia Kongres na swojej pierwszej sesji dokona ich przeliczenia i poda wyniki. Wtedy Barack Obama będzie mógł zgodnie z literą prawa powiedzieć, że wygrał wybory.