Wygrana Klausa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatnia przeszkoda została usunięta - tak decyzję czeskiego Trybunału Konstytucyjnego powitał szef Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso. A prezydent Vaclav Klaus w zgodzie z ostatnią swoją zapowiedzią dotrzymał słowa i podpisał traktat lizboński.
Można się zżymać na Czechy a zwłaszcza ich prezydenta. Vaclav Klaus trzymał za nos przez kilka miesięcy całą unię, testując jednocześnie wytrzymałość pozostałych unijnych przywódców. Ale nie było to tylko dziecinne tupanie nogą. Klaus otrzymał bowiem to, co chciał. Czyli op-out od Karty Praw Podstawowych. Taki sam, jaki na brukselskim szczycie dwa lata temu wywalczyły dla siebie Polska i Wielka Brytania. I choć oficjalnie Klausowi chodziło o powstrzymanie za pomocą tego instrumentu roszczeń wysiedlonych Niemców sudeckich, otrzymał więcej. Zdaniem czeskich dyplomatów, Klaus - choć o tym głośno nie mówił – obawiał się, że Karta Praw Podstawowych wprowadzi do Czech tylnymi drzwiami legalizację związków homoseksualnych oraz pozwoli na wprowadzanie  innych, kontrowersyjnych regulacji unijnych.

Klaus, przeciągając sprawę ratyfikacji traktatu, w pewnym sensie zagrał va bank. Ale co miał do stracenia? Na trzecią kadencję i tak nie może być wybrany. O unijnych posadach też już raczej nie marzy. Poza tym  miał za sobą naród, bo według sondaży większość Czechów popierała  swojego prezydenta. I czeski prezydent ugrał tyle, ile mógł. I choć wcześniej przez wiele tygodni znajdował się w centrum zainteresowania, ostatni akt spektaklu, jakim było podpisanie  przez niego traktatu, odbył się w zaciszu jego gabinetu.

Teraz negocjacje w sprawie obsady nowych stanowisk  unijnych mogą ruszyć pełną parą.