Przegrana bitwa o pamięć

Przegrana bitwa o pamięć

Dodano:   /  Zmieniono: 
Erika Steinbach po mistrzowsku ograła Radosława Sikorskiego, Władysława Bartoszewskiego i całą resztę Rzeczpospolitej – łaskawie zgodziła się nie wchodzić w skład rady fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. W zamian za to, bagatela, uzyskała od Angeli Merkel gwarancję że rząd nie będzie się mieszał do spraw fundacji. Teraz możemy być pewni, że za chwilę dowiemy się iż Polska wywołała II wojnę światową tylko po to, by zagarnąć Szczecin i Wrocław.
Steinbach rozegrała sprawę perfekcyjnie. Tak długo wcielała się w rolę współczesnego Hupki i Czai w jednym, że stała się dla naszych polityków prawdziwą obsesją. Centrum Wypędzeń tak – mówili polscy politycy – ale bez Steinbach. No to Steinbach zrezygnowała. I co, zwyciężyliśmy?

Niestety nie, a jeśli jest to zwycięstwo, to przypomina ono co najwyżej tryumfy króla Pyrrusa. Bo policzmy nasze aktywa – jedyne co udało nam się ugrać to fakt, że Steinbach nie będzie miała tytułu członka rady fundacji. To może być bolesne prestiżowo – ale dzięki oderwaniu od rządowej kontroli Erika może teraz obsadzić radę swoimi totumfackimi z BdV i bez problemu kierować nią z tylnego siedzenia a’la Krzaklewski. I pewnie tak zrobi śmiejąc się Polakom w twarz.

Dlaczego w ogóle warto zajmować się tematem wypędzeń i wchodzić w konflikt z Eriką Steinbach? Nie dlatego, że rozdrapywanie ran jest naszym narodowym sportem. Wszak było minęło, Niemcy to teraz nasi przyjaciele. Chodzi jednak o to, że Steinbach nie chce tylko przebaczenia i zapomnienia. Ona chce redefinicji tego co „było". A więc zamiast III Rzeszy łupiącej Polskę, chce przedstawić światu biedne niemieckie rodziny mieszkające od wieków w zdobytych przez Krzyżaków Prusach, których potem ci wstrętni Polacy podstępem wyrzucili z domów. Ba, niechybnie po to tylko nie oddaliśmy Niemcom Gdańska i korytarza, żeby sprowokować wojnę, którą pozornie przegraliśmy, ale tak naprawdę przecież wygraliśmy okradając papę Steinbacha i jego kolegów z Heimatu.

Taka wizja historii jest dla nas niebezpieczna. Nawet nie dlatego, że zdejmuje nas (niezasłużenie) z pomnika „tych szlachetnych" w czasie II wojny światowej bo to, prócz honoru i dumy, nie daje nam zbyt wiele. Wizja jest groźna bo Steinbach i ci, którzy w ogóle jeszcze coś o wojnie pamiętają prędzej czy później opuszczą ten padół łez, a w ich miejsce pojawią się młodzi, bezkompromisowi Niemcy – ludzie sukcesu, którzy historii będą się uczyć m.in. w Centrum Wypędzonych. Jeśli od małego będą przekonywali, że stali się ofiarą Rydza-Śmigłego i Becka to mogą zacząć patrzyć na nas niechętnie. A jeśli do tego dojdzie np. jakiś kryzys gospodarczy, wzrost fali populizmu, etc. to ktoś może rzucić hasło: chodźmy po Stettin i Breslau.

Przegraliśmy z Eriką Steinbach bitwę o pamięć, ale nie przegraliśmy jeszcze wojny. Skoro Merkel będąca zakładniczką partii do której Steinbach należy, nie może sobie poradzić z Eriką, to poprośmy o pomoc sojuszników. Wielka Brytania i Francja w 1939 roku wsparły wojsko polskie propagandowymi ulotkami – no to teraz mogłyby zrobić ciut więcej. Gordon Brown i Nicolas Sarkozy mogą mieć na Merkel ciut większy wpływ niż Donald Tusk. A gdyby do tego doszedł Obama… Wojna o pamięć trwa.