Jemen protestuje, ale prezydent nie chce odejść

Jemen protestuje, ale prezydent nie chce odejść

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ali Abd Allah Salah (fot. Wikipedia) 
Prezydent Jemenu Ali Abd Allah Salah odrzucił przedstawiony przez opozycję plan oddania przez niego władzy do końca roku - poinformowała opozycja. W całym kraju trwają wielotysięczne demonstracje - antyrządowe oraz prorządowe. Przedstawiciele rządu sugerowali wcześniej, że Salah pozytywnie odpowie na propozycję ustąpienia ze stanowiska na dwa lata przed końcem kadencji.
Prezydent, który sprawuje władzę od 32 lat, po raz kolejny zadeklarował, że chce pozostać na stanowisku do 2013 r., gdy wygasa jego kadencja. Zgodził się jednak na plan przedstawiony w tym tygodniu przez przywódców religijnych, który przewiduje nowelizację konstytucji i ordynacji wyborczej w kierunku nadania parlamentowi rzeczywistego charakteru przedstawicielskiego oraz zagwarantowanie prawa do pokojowych protestów. Inny plan przedstawiony przez koalicję partii opozycyjnych zakładał, że Salah ustąpi do końca tego roku.

Piątkową demonstrację w stolicy, w której mogło uczestniczyć nawet ponad 100 tys. osób, można uznać za jeden z największych protestów od początku ruchu kontestacji władzy. "Boże, pozbądź się Ali Abd Allaha" - skandowali protestujący w pobliżu uniwersytetu. Jednocześnie odbyła się manifestacja zwolenników Salaha, w której także udział wzięło ok. 100 tys. osób. "Nie dla buntu. Nie dla chaosu. Tak dla stabilności" - wykrzykiwali sympatycy prezydenta. Opozycja twierdzi, że demonstracje w Sanie oraz Taizz, w południowo-zachodniej części kraju, zgromadziły ponad 500 tys. ludzi.

W Jemenie od ponad dwóch tygodni trwa fala protestów zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka. Wydarzenia w Jemenie, sąsiadującym z Arabią Saudyjską, wzbudziły szczególny niepokój USA ze względu na strategiczne znaczenie tego kraju, którego terytorium ekstremiści islamscy wykorzystują jako bazę do ataków przeciwko Amerykanom.

PAP, arb