Tysiące południowych Koreańczyków uczestniczą w strajku pracowników przedsiębiorstw państwowych, przeznaczonych do prywatyzacji. Rząd grozi aresztowaniami.
Strajkujący domagają się skrócenia czasu pracy i rezygnacji z rządowych planów prywatyzacji tych branż. Rząd uznał strajk za nielegalny. Dwudniowe rozmowy zarządu południowokoreańskich kolei państwowych ze związkowcami zakończyły się bezowocnie w niedzielę. wieczorem.
Masowy strajk rozpoczął się w poniedziałek. Doprowadził on do chaosu komunikacyjnego, m.in. poranny ruch pociągów w 15-milionowym Seulu zmniejszył się do jednej trzeciej. Nie odnotowano natomiast zakłóceń w dostawach prądu i gazu. Kluczowe przedsiębiorstwa w Seulu chronią od rana kordony specjalnych oddziałów policji.
Bezpośrednio po rozpoczęciu akcji strajkowej prokuratura seulska poinformowała o zamiarze aresztowania 37 przywódców związkowych - organizatorów strajku, tłumacząc, że złamali oni ustawowy zakaz strajkowania pracowników państwowych.
Wkrótce jednak podano, iż zawarte zostało porozumienie o przerwaniu strajku i nawiązaniu rokowań z Koreańskim Koncernem Gazowym. Rozmowy mają dotyczyć głównie rządowych planów prywatyzacyjnych. W akcji strajkowej uczestniczyło około 85 procent z 20 tysięcy pracowników Koncernu, będącego drugim największym światowym importerem skroplonego gazu (LNG).
Strajk wybuchł w czwartą rocznicę objęcia władzy przez prezydenta Kim De Dzunga, którego rząd zamierza zrestrukturyzować zadłużone przedsiębiorstwa usług publicznych, prywatyzując je. Związki zawodowe są temu przeciwne, spodziewając się masowych zwolnień pracowników.
KCTU, druga co liczebności południowokoreańska federacja związkowa, zapowiedziała, że we wtorek do strajku przystąpi około 100 tysięcy pracowników w 140 firmach, w tym w koncernie samochodowym Hyundai - jeśli ustawodawcy nie wprowadzą 5-dniowego tygodnia pracy i elastycznego systemu zmian roboczych. Znaczna część południowych Koreańczyków pracuje przez sześć dni w tygodniu, a średni wymiar godzinowy dnia roboczego należy tam do najdłuższych w świecie.
em, pap
Masowy strajk rozpoczął się w poniedziałek. Doprowadził on do chaosu komunikacyjnego, m.in. poranny ruch pociągów w 15-milionowym Seulu zmniejszył się do jednej trzeciej. Nie odnotowano natomiast zakłóceń w dostawach prądu i gazu. Kluczowe przedsiębiorstwa w Seulu chronią od rana kordony specjalnych oddziałów policji.
Bezpośrednio po rozpoczęciu akcji strajkowej prokuratura seulska poinformowała o zamiarze aresztowania 37 przywódców związkowych - organizatorów strajku, tłumacząc, że złamali oni ustawowy zakaz strajkowania pracowników państwowych.
Wkrótce jednak podano, iż zawarte zostało porozumienie o przerwaniu strajku i nawiązaniu rokowań z Koreańskim Koncernem Gazowym. Rozmowy mają dotyczyć głównie rządowych planów prywatyzacyjnych. W akcji strajkowej uczestniczyło około 85 procent z 20 tysięcy pracowników Koncernu, będącego drugim największym światowym importerem skroplonego gazu (LNG).
Strajk wybuchł w czwartą rocznicę objęcia władzy przez prezydenta Kim De Dzunga, którego rząd zamierza zrestrukturyzować zadłużone przedsiębiorstwa usług publicznych, prywatyzując je. Związki zawodowe są temu przeciwne, spodziewając się masowych zwolnień pracowników.
KCTU, druga co liczebności południowokoreańska federacja związkowa, zapowiedziała, że we wtorek do strajku przystąpi około 100 tysięcy pracowników w 140 firmach, w tym w koncernie samochodowym Hyundai - jeśli ustawodawcy nie wprowadzą 5-dniowego tygodnia pracy i elastycznego systemu zmian roboczych. Znaczna część południowych Koreańczyków pracuje przez sześć dni w tygodniu, a średni wymiar godzinowy dnia roboczego należy tam do najdłuższych w świecie.
em, pap