Wizyta polskiej delegacji na czele z marszałkiem Borusewiczem odbywa się w trudnym momencie dla Tunezji. 24 lipca mają odbyć się tam pierwsze w pełni demokratyczne wybory do Zgromadzenia Narodowego, mającego uchwalić nową konstytucję państwa po obaleniu w styczniu dyktatury prezydenta Ben Alego. Jednak obecnie z tygodnia na tydzień narasta napięcie, o czym świadczy m.in. ubiegłotygodniowa fala demonstracji przeciwko obecnym władzom i cieszącej się największym poparciem umiarkowanej partii islamistycznej Ennahda, zakazanej za poprzednich rządów.
"Jadę się zorientować"
- Jadę do Tunezji po to, aby zorientować się w sytuacji i nawiązać kontakt z nowymi siłami, które doszły do władzy po rewolucji tunezyjskiej. Pamiętając o tym, co zrobiliśmy w Polsce, powinniśmy zastanowić się jaką dać perspektywę dla społeczeństw w Afryce Północnej, które w tej chwili tworzą nowy system polityczny i spoglądają w naszą stronę. Trzeba odpowiedzieć na ich konkretne problemy - mówił Borusewicz. W jego ocenie, w interesie Polski i całej Europy jest "zainstalowanie na długie lata władzy demokratycznej" zarówno w Tunezji, gdzie zaczęła się "jaśminowa rewolucja", jak i w pozostałych krajach Afryki Północnej.
Z prezydentem i premierem
Borusewicz o przemianach demokratycznych rozmawiać będzie m.in. z tymczasowym prezydentem Tunezji Fuadem Mebazą, tymczasowym premierem Bedżim Kaidem Essebsim oraz z członkami Najwyższej Instancji ds. Obrony Zdobyczy Rewolucji. Będzie również gościem przedstawicieli partii politycznych, w tym Ennahdy oraz działaczy obywatelskich. W ramach lekcji demokracji wygłosi wykład na Uniwersytecie El Manar w Tunisie zatytułowany "Zmiany demokratyczne to nie mit, a rzeczywistość".
Po ubiegłotygodniowych demonstracjach wprowadzono w Tunisie godzinę policyjną, uzasadniając to koniecznością ochrony bezpieczeństwa obywateli. W opinii OBWE, Tunezja dobrze rozpoczęła proces transformacji, lecz stoi w obliczu wyzwania, jakim jest szybkie spełnienie oczekiwań obywateli.
zew, PAP
