Większość obserwatorów jest zgodna, że organizacja wyborów nie była dobra. - Chaos, zwłoka, błędy przy liczeniu i wypełnianiu protokołów, ogromna liczba nieważnych głosów. Nie uniemożliwiono kupowania głosów - powiedziała dyrektorka bułgarskiego biura Transparency International Diana Kowaczewa. Według CKW w głosowaniu na prezydenta nieważnych głosów było prawie 230 tys., czyli 7,7 proc. W głosowaniu na organy samorządowe nieważnych głosów było jeszcze więcej, łącznie nieważnych kartek jest prawie 700 tys.
Problemy z organizacją potwierdził w piątek premier i lider GERB Bojko Borysow. - Problemy były, lecz przeprowadzając jednocześnie dwa rodzaje wyborów zaoszczędziliśmy 18 mln lewów (9 mln euro). Mamy nadzieję usunąć większość niedociągnięć w drugiej turze - podkreślił. Jednocześnie Borysow oświadczył, że walka w drugiej turze w rzeczywistości toczy się między nim a liderem bułgarskich Turków Achmedem Doganem. - Wybór jest między mną a Doganem - zaznaczył w wywiadzie telewizyjnym Borysow, niwecząc tym wysiłki swojego kandydata Rosena Plewnelijewa, który próbował wyglądać na niezależnego.
Powodem takiej wypowiedzi Borysowa było deklarowane przez Achmeda Dogana poparcie w drugiej turze dla oponenta Plewnelijewa - kandydata lewicy Iwajło Kałfina. W pierwszej turze, w której większość około 500-tysięcznego tureckiego elektoratu wstrzymała się od głosowania na prezydenta, Plewnelijew zdobył 1,349 mln głosów (40,11 proc.), Kałfin - 974 tys. (28,96 proc.). Mobilizacja tureckiego elektoratu może teoretycznie zapewnić zwycięstwo lewicowego kandydata w drugiej turze.
pap, ps