Na jedną z plaż w stanie Massachusetts w USA ocean znowu wyrzucił kilkadziesiąt wielorybów, które ratownicy z wielkim trudem przenieśli do wody dzień wcześniej.
Kilkanaście ssaków nie przeżyło; resztę osłabionych zwierząt również czeka śmierć.
W poniedziałek na plażach w pobliżu przylądka Cod (Cape Cod) niedaleko Bostonu osiadło 56 wielorybów. Kilkanaście zdechło albo zostało uśpionych przez służby ratownicze; resztę udało się ściągnąć z powrotem do wód Oceanu Atlantyckiego. Jednak we wtorek znowu skierowały się w stronę lądu, a fale poniosły je na sąsiednią plażę.
Powrotu na suchy, rozgrzany słońcem piasek nie przeżyło dwanaście waleni; kilka z najbardziej osłabionych wielkich ssaków uśpili specjaliści z amerykańskiej marynarki.
Te wieloryby, które udało się jeszcze raz ściągnąć do oceanu, pozostają w płytkich wodach przybrzeżnych, gdzie nie mają szans na przetrwanie.
"Chyba nie udało im się odnaleźć drogi powrotnej. Są teraz osłabione i bardzo chore. Te, które nie zdechną, niewątpliwie trzeba będzie uśpić" - powiedział Teri Frady z ekipy ratowników zajmujących się wielorybami.
Na plaże wokół Cape Cod często trafiają wycieńczone wieloryby, jednak o tej porze roku rzadko zdarza się, żeby było ich tak dużo.
Badacze nie potrafią dojść do porozumienia, co powoduje, że wielkie morskie ssaki gubią się w morzu i lądują na brzegu, gdzie bez pomocy człowieka czeka je niechybna śmierć. Zdaniem niektórych, takie wypadki zdarzają się tylko w pewnych warunkach geograficznych i klimatycznych; inni są przekonani, że chodzi raczej o jakąś chorobę, która atakuje przywódcę grupy.
Według niektórych opinii, winę ponosi człowiek, bowiem systemy nawigacyjne, sonary oraz odgłos silników statków i okrętów powodują, że wieloryby tracą orientację.
W przypadku Cape Cod największą rolę odgrywa prawdopodobnie linia wybrzeża - półwysep ma kształt długiego wysuniętego ramienia, zakręcającego w kierunku lądu. Uformowana w ten sposób Zatoka Cape Cod (Cape Cod Bay) jest, zdaniem naukowców, prawdziwą pułapką na morskie zwierzęta, co przynajmniej częściowo tłumaczy, dlaczego na jej plażach ląduje tak wiele wielorybów i delfinów.
nat, pap
W poniedziałek na plażach w pobliżu przylądka Cod (Cape Cod) niedaleko Bostonu osiadło 56 wielorybów. Kilkanaście zdechło albo zostało uśpionych przez służby ratownicze; resztę udało się ściągnąć z powrotem do wód Oceanu Atlantyckiego. Jednak we wtorek znowu skierowały się w stronę lądu, a fale poniosły je na sąsiednią plażę.
Powrotu na suchy, rozgrzany słońcem piasek nie przeżyło dwanaście waleni; kilka z najbardziej osłabionych wielkich ssaków uśpili specjaliści z amerykańskiej marynarki.
Te wieloryby, które udało się jeszcze raz ściągnąć do oceanu, pozostają w płytkich wodach przybrzeżnych, gdzie nie mają szans na przetrwanie.
"Chyba nie udało im się odnaleźć drogi powrotnej. Są teraz osłabione i bardzo chore. Te, które nie zdechną, niewątpliwie trzeba będzie uśpić" - powiedział Teri Frady z ekipy ratowników zajmujących się wielorybami.
Na plaże wokół Cape Cod często trafiają wycieńczone wieloryby, jednak o tej porze roku rzadko zdarza się, żeby było ich tak dużo.
Badacze nie potrafią dojść do porozumienia, co powoduje, że wielkie morskie ssaki gubią się w morzu i lądują na brzegu, gdzie bez pomocy człowieka czeka je niechybna śmierć. Zdaniem niektórych, takie wypadki zdarzają się tylko w pewnych warunkach geograficznych i klimatycznych; inni są przekonani, że chodzi raczej o jakąś chorobę, która atakuje przywódcę grupy.
Według niektórych opinii, winę ponosi człowiek, bowiem systemy nawigacyjne, sonary oraz odgłos silników statków i okrętów powodują, że wieloryby tracą orientację.
W przypadku Cape Cod największą rolę odgrywa prawdopodobnie linia wybrzeża - półwysep ma kształt długiego wysuniętego ramienia, zakręcającego w kierunku lądu. Uformowana w ten sposób Zatoka Cape Cod (Cape Cod Bay) jest, zdaniem naukowców, prawdziwą pułapką na morskie zwierzęta, co przynajmniej częściowo tłumaczy, dlaczego na jej plażach ląduje tak wiele wielorybów i delfinów.
nat, pap