Obama zadzwonił do Putina. Czy mu gratulował? Nie wiadomo

Obama zadzwonił do Putina. Czy mu gratulował? Nie wiadomo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Barack Obama (fot. EPA/SHAWN THEW/PAP)
Prezydent USA Barack Obama zadzwonił do Władimira Putina w związku z jego wygraną w wyborach prezydenckich w Rosji - ogłosił rzecznik Białego Domu Josh Earnest. Wiadomość podano w momencie, gdy w USA trwa spór o reakcję Waszyngtonu na wybory w Rosji.

Wiadomość o telefonie natychmiast podchwyciły konserwatywne media, krytykując Obamę, że "gratuluje" Putinowi, chociaż rzecznik nie użył tego określenia. Earnest podał tylko, że przywódca USA dzwonił do Putina z  pokładu samolotu prezydenckiego Air Force One.

Pięciodniowa zwłoka z telefonem Obamy do Putina po wyborach w Rosji jest szeroko komentowana w Waszyngtonie. Dzień po tym, gdy Rosjanie poszli do urn, sekretarz stanu Hillary Clinton oświadczyła tylko, że władze USA "składają gratulacje narodowi rosyjskiemu z okazji przeprowadzenia wyborów". Prawica w USA krytykuje nawet to oświadczenie. "Wall Street Journal" wytknął szefowej dyplomacji, że "nie było w nim ani słowa krytyki, nie mówiąc o potępieniu".

Obama nie dzwonił, bo był zajęty?

Według oficjalnych danych Putin, przez ostatnie cztery lata premier Rosji, który ubiegał się o powrót na stanowisko szefa państwa, zdobył w wyborach 63,6 proc. głosów. Międzynarodowi obserwatorzy kwestionują jednak ten wynik, donosząc o przypadkach fałszerstw. Obserwatorzy wskazują, że wybory nie były demokratyczne, gdyż Kreml nie dopuścił do kandydowania żadnego przedstawiciela liberalnej opozycji, m.in. Grigorija Jawlińskiego. Główny rzecznik Białego Domu Jay Carney zapytany, dlaczego prezydent nie pogratulował dotąd Putinowi zwycięstwa, odpowiedział, że "nie przywiązywałby do tego wagi". - Obaj są zajęci - dodał. - Ufam, że będą ze sobą rozmawiać. Nasza polityka wobec Rosji nie jest oparta na osobowościach. Opiera się na naszych interesach - podkreślił.

O tym, że administracja amerykańska waha się, jak zareagować na  wybory w Rosji, świadczy m.in. zachowanie ambasady USA w Moskwie. Radio NPR podało, że początkowo planowano, iż ambasador Michael McFaul wystąpi z krytycznym oświadczeniem na temat ogłoszenia zwycięstwa Putina. W ostatniej chwili jednak z tego zrezygnowano. McFaul był wcześniej celem ataków Kremla za domniemane wspieranie rosyjskiej opozycji, podobnie jak Hillary Clinton.

Amerykańska prawica: ustępujemy Rosji, nic nie dostajemy

Prawica amerykańska krytykuje ostatnio politykę "resetu" (przestawienia na nowe tory) stosunków z Moskwą, zainicjowaną przez Obamę. "Przedstawiciele administracji twierdzą, że USA muszą współpracować z  każdym władcą Rosji. To prawda. Nawet jednak w kategoriach realpolitik, faworyzowanych przez Biały Dom, okazana w tym tygodniu nadgorliwość w  zacieśnieniu współpracy nie wydaje się pomagać amerykańskim interesom" -  napisał w komentarzu redakcyjnym "Wall Street Journal". "Putin uzyskuje koncesje polityczne i błogosławieństwo USA, o które zabiega, by legitymizować swoją formę demokracji. Tymczasem Ameryka nie  uzyskuje nic" - ocenił dziennik. Autor komentarza wytknął również administracji Obamy, że - jak to ogłoszono 6 marca w  Kongresie - zamierza ona dzielić się z Rosją tajnymi danymi na temat prób z systemem europejskiej obrony antyrakietowej. Carney odrzucił jednak zarzut, że "reset" nie opłacił się Stanom Zjednoczonym. - Polityka ta przyniosła korzyści dla interesów Ameryki w  sferze bezpieczeństwa narodowego oraz jej interesów ekonomicznych - zapewnił.

PAP, arb