Syria: 4 tysiące powstańców broni Aleppo. Miasto szturmują czołgi i śmigłowce

Syria: 4 tysiące powstańców broni Aleppo. Miasto szturmują czołgi i śmigłowce

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozpoczyna się decydująca bitwa o Aleppo (fot. EPA/SNN/PAP) 
Dwutysięczna zbrojna powstańcza załoga Aleppo wzmocniona w tych dniach przez drugie tyle żołnierzy Wolnej Armii Syryjskiej przerzuconych z zewnątrz, toczy od piątej rano bój z nacierającymi pod osłoną czołgów i lotnictwa wojskami rządowymi.

Rozpoczynająca się batalia o największe, ponadtrzymilionowe miasto Syrii staje się jedną z najcięższych bitew powstania przeciwko reżimowi Baszara el-Asada, które w ciągu 17 miesięcy pochłonęło od 19 do 20 tysięcy ofiar. Ze stolic europejskich dochodzą głosy czołowych polityków, którzy wyrażają obawy, że bitwa o Aleppo może przekształcić się w największą masakrę wojny domowej w Syrii.

W pierwszym szturmie na dzielnice Aleppo znajdujące się w rękach powstańców, tj. Salahedin, Seif al-Daula i al-Sukkari, uczestniczą rządowe oddziały specjalne, śmigłowce szturmowe i samoloty MiG-21. Według informacji ze źródeł powstańczych, obrońcom dzielnicy Salahedin udało się unieszkodliwić sześć spośród 30 czołgów biorących udział w szturmie.

Informacje telefoniczne z oblężonego miasta, odbierane przez zachodnich korespondentów w Kairze, brzmiały optymistycznie. "Mimo nadejścia posiłków rządowych i faktu, że mamy tylko lekką broń, nie jesteśmy na straconej pozycji"; "zadaliśmy nieprzyjacielowi poważne straty w ludziach" - relacjonowali rebelianci. "Wolna Armia Syryjska jest dobrze wyposażona i zajmuje w Aleppo strategiczne pozycje, jednocześnie siłom rządowym na drodze do Aleppo powstańcy zadali poważne straty" - głosi komunikat Generalnej Komisji Rewolucyjnej.

Cytowane przez agencje prasowe opinie ekspertów wojskowych zgodne są w jednym punkcie: powstańcy, zmuszeni wskutek rządowej przewagi w uzbrojeniu do stosowania taktyki partyzanckiej, nie mogą bronić zbyt długo jednej pozycji i muszą przemieszczać się z miejsca na miejsce. "Ulicami przebiegają grupy mieszkańców atakowanych dzielnic, szukając bezpiecznego schronienia w budynkach szkół i meczetach. Niektóre z nich zamieniono na zaimprowizowane szpitale dla rannych (...) Dzisiaj zginął jeden z dowódców powstańczych. Wojsko naciera z południa i zachodu. W dzielnicach pozostających w rękach powstańców brakuje chleba i innych artykułów pierwszej potrzeby, nie ma gazu. Przed jedyną piekarnią, która pozostała otwarta w dzielnicy Sahura, kolejka ludzi ma co najmniej sto metrów" - brzmi relacja specjalnego wysłannika madryckiego dziennika "El Pais", Alvaro de Cozara.

PAP, arb