Boliwia: rachunek za pseudoreformy

Boliwia: rachunek za pseudoreformy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Boliwia grozi krwawa rewolta antyprezydencka. Do objętej wielodniowymi zamieszkami stolicy ciągną tysiące niezadowolonych górników, chłopów i bezrobotnych.
We wtorek nadal trwały w wielu regionach Boliwii masowe protesty antyprezydenckie oraz starcia z siłami bezpieczeństwa. Zginęły kolejne osoby - liczba ofiar zamieszek doszła już do 53 osób.

Przedstawiciele rządu ponownie zaapelowali o przywrócenie spokoju społecznego. Przywódcy ugrupowań lewicy i związków zawodowych twierdzą jednak, że jedyną drogą wyjścia z kryzysu jest ustąpienie prezydenta Sancheza de Lozady, którego polityka rzekomej liberalizacji, w połączeniu z wszechobecną korupcją pogorszyła jeszcze sytuację milionów bezrobotnych i ubogich w tym najbiedniejszym kraju Ameryki Południowej, w którym aż 60 proc. ludzi żyje za mniej niż 2 dolary dziennie.

Do wezwań działaczy związkowych i trybunów ludowych dołączają powoli również członkowie kruszącej się koalicji rządzącej. "Jeśli jedynym rozwiązaniem umożliwiającym zachowanie demokracji będzie jego rezygnacja, to nie będziemy mogli jej wykluczyć" - powiedział we wtorek po spotkaniu z prezydentem przywódca Nowej Siły Republikańskiej Manfred Reyes Villa.

Protesty rozpoczęły się po ogłoszeniu przez Lozadę planów sprzedaży do Stanów Zjednoczony boliwijskiego gazu ziemnego, po cenach znacznie niższych niż płacone przez krajowych odbiorców. Dodatkowe niezadowolenie spowodował fakt, że gaz miałby być wysyłany drogą morską przez porty chilijskie, które kiedyś należały do Boliwii.

Wprawdzie po fali protestów prezydent wycofał się w poniedziałek z projektu sprzedaży gazu, to jednak niezadowolenie jest tak duże, iż żądania jego dymisji nie ustały. Kluczowe znaczenie ma postawa wojska, które jak dotąd konsekwentnie opowiada się po stronie prezydenta.

em, pap