Japoński premier, przemawiając w piątek na konferencji w Dżakarcie, wyraził "głębokie ubolewanie" z powodu japońskich działań w czasie wojny. Jak powiedział, "w przeszłości Japonia poprzez kolonialne rządy i agresję stała się powodem straszliwych zniszczeń i cierpień narodów wielu państw, szczególnie państw azjatyckich". Słowa te miały ułatwić załagodzenie japońsko-chińskich kontrowersji.
Po sobotniej rozmowie przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej powiedział, że wszelkie kwestie sporne między Chinami a Japonią należy rozstrzygać poprzez dialog. Podkreślił, że Japonia powinna przestrzegać wszelkich zobowiązań i nie popierać niepodległościowych ambicji Tajwanu.
Koizumi nazwał rozmowę z Hu "szczerą, konkretną wymianą poglądów'. Powiedział, że ustalił z chińskim prezydentem, że nie będą poruszać zagadnień z historii i wizyt, jakie japońscy politycy składają w tokijskiej świątyni Yasukuni, poświęconej Japończykom, poległym w obronie ojczyzny. Wśród tabliczek z nazwiskami poległych znajdują się tam też tabliczki, upamiętniające 14 głównych japońskich zbrodniarzy wojennych z okresu II wojny światowej.
W piątek do Yasukuni udał się m.in. minister spraw wewnętrznych Japonii Taro Aso oraz dwóch wiceministrów. Chińskie MSZ, jak zawsze w takich wypadkach, wydało oświadczenie z wyrazami dezaprobaty.
Do wzrostu napięcia na linii Tokio - Pekin doszło w związku z m.in. z zaaprobowaniem przez japoński resort szkolnictwa podręczników historii, wybielających japońską militarystyczną przeszłość. Na tym tle w ostatnich tygodniach doszło w Chinach do antyjapońskich manifestacji, po cichu inspirowanych przez władze chińskie. Demonstranci, którzy atakowali, między innymi budynek ambasady Japonii i japońkie supermarkety, protestowali też przeciwko ewentualnemu zaaprobowaniu Japonii jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ.
em, pap