TEATR TAŃCA NA MARGINESIE

TEATR TAŃCA NA MARGINESIE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chociaż Warszawa nie zasługuje na miano zagłębia teatru tańca, działa tutaj kilka interesujących zespołów, a już wkrótce zobaczymy dwie premiery.
Chociaż Warszawa nie zasługuje na miano zagłębia teatru tańca, działa tutaj kilka interesujących zespołów, a już wkrótce zobaczymy dwie premiery. W repertuarze niedawno otwartej Wytwórni na Pradze, obok spektakli dramatycznych znalazło się także stałe miejsce dla widowisk tanecznych. Premierę Zum Beispiel przygotowała Daria Jędra, przez się wiele lat związana z trójmiejską sceną taneczną. W Zum Beispiel widz zostaje wplątany w historię, która rozgrywa się w rzeczywistości postindustrialnej. W projektach Jędry, nie bez kozery nazywanych spektaklami multimedialnymi, najważniejsze jest harmonijne połączenie wszystkich elementów widowiska, a więc światła, ruchu, obrazu i dźwięku. W Starej Prochoffni spektakle taneczne realizuje Elwira Piorun. Jest autorką choreografii do spektaklu W stronę światła? z zawiązanymi oczami w reżyserii Włodzimierza Kaczkowskiego. Przedstawienie powstało w ramach działalności Sceny Współczesnej, z którą choreografka współpracuje już od kilku lat. W stronę światła to historia kryminalna, złożona z elementów rosyjskich romansów, zabarwiona czarnym humorem. To taniec wyestetyzowany, precyzyjny w wyrazie ruchu, teatr tańca w klasycznej postaci. Do czołówki stołecznej sceny tanecznej należy także Bretoncaffe, teatr prowadzony przez Sławomira Krawczyńskiego, oraz fińsko-warszawska grupa Trava, których odpowiednio Slam.in oraz Hella! Helle! mogli obejrzeć widzowie grudniowych Plusów tańca (pisaliśmy o nich w WIK 22/2005). Wszystkie te zespoły realizują ciekawe propozycje artystyczne. W porównaniu z twórcami teatru dramatycznego mają jednak utrudnione zadanie. Nie ulega wątpliwości, że teatr tańca jest wciąż dyskryminowany przez krytyków, media, instytucje finansujące kulturę i przez samych widzów. Mimo wielu prób promowania tego zjawiska w Polsce jest to nadal przedsięwzięcie zepchnięte na margines życia teatralnego, traktowane jako sztuka drugiej kategorii. Żadna warszawska scena taneczna nie działa w ramach placówki instytucjonalnej. Twórcy korzystają ze współpracy ze scenami offowymi (jak Jędra czy Piorun) lub działają na własny rachunek (Bretoncaffe i Trava). O wiele lepiej wygląda sytuacja teatrów tańca w Poznaniu czy Bytomiu, które są prężnie działającymi placówkami kulturalnymi. Dla porównania, największa berlińska choreografka, Sasha Waltz, ma do swojej dyspozycji jedną ze scen Schaubühne, czyli jednego z najważniejszych teatrów w stolicy Niemiec. Przywołanie tego odległego od warszawskich realiów przykładu jest o tyle uprawnione, że świetnie obrazuje przepaść pomiędzy naszym postrzeganiem tańca, a tym, jak traktowana jest ta dziedzina sztuki na Zachodzie. Nie do końca jest to związane z różnicą pomiędzy możliwościami finansowania kultury przez władze Berlina i Warszawy. Chodzi raczej o poważne potraktowanie tego obszaru sztuki.Warto dostrzec, że teatr tańca jest skupiskiem wielu interesujących zjawisk, operujących innym językiem niż teatr dramatyczny, ale mimo to (a może właśnie dlatego) taniec jest obecnie na świecie obszarem największych przemian scenicznych. | Magda Szpak