Bogaci kolekcjonerzy starożytności na całym świecie muszą zacierać ręce z zadowolenia. W ciągu ostatnich kilku lat na rynku pojawiło się bowiem mnóstwo antycznych dzieł sztuki z Syrii i z Iraku. Kupców nie brakuje, mimo że zyski ze sprzedaży zasilają budżet islamistów, przeznaczany na zakupy broni. – Przypuszczalnie ok. 20 proc. dochodów Państwa Islamskiego pochodziło dotąd z handlu skradzionymi dziełami sztuki. Część zrabowanych zabytków jest pewnie wciąż gdzieś zmagazynowana i czeka na dobry moment, żeby je sprzedać – ocenia w rozmowie z tygodnikiem „Wprost” dr Krzysztof Jakubiak, dyrektor Instytutu Archeologii UW. Syria i Irak są jednym wielkim stanowiskiem archeologicznym, bo od zarania dziejów był to obszar niezwykle bogaty. Wszędzie tam, gdzie teren nadawał się na uprawę roli, już od X tysiąclecia p.n.e. aż po okres otomański pojawiali się osadnicy i tworzyli wspaniałą sztukę. Syria była też jedną z najbogatszych prowincji Cesarstwa Rzymskiego. Dlatego dżihadyści naprawdę mieli co rabować i to mimo że część skarbów udało się wcześniej schować. Dyrektorowi muzeum w Palmyrze Khalilowi Hariri i jego trzem szwagrom udało się z narażeniem życia wywieźć niemal całą starożytną kolekcję do Damaszku. Uratowano m.in. 16 tys. glinianych tabliczek z pismem klinowym wynalezionym przez Sumerów i 15 tys. monet. Jednak to tylko kropla w morzu. Skalę grabieży związanej z okupowaniem przez Daesh części Syrii i Iraku można śmiało porównać do przejścia przez Polskę Armii Czerwonej, a wcześniej wojsk niemieckich. Wiele z zagrabionych wówczas dziesiątek tysięcy dzieł sztuki nigdy już nie ujrzało światła dziennego, a niektóre wypływają dopiero dziś. Podobny los czeka pewnie starożytności skradzione w Syrii i w Iraku.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.