Na najnowszej okładce liberalnego magazynu „Politico” straszą dwie twarze: Viktora Orbána i Jarosława Kaczyńskiego. Straszą, bo jak wynika z okładkowego tekstu, obecni przywódcy dwóch europejskich krajów, które przecież najbardziej przyczyniły się do demontażu żelaznej kurtyny, są dziś „nowymi komunistami”. Lista grzechów Orbána – bo to nim przede wszystkim zajmowały się przed niedzielnymi wyborami zachodnie media – jest długa. Wymienił je ostatnio w swojej analizie opublikowanej na stronie niemieckiej fundacji Bertelsmann Stiftung prof. Anton Pelinka, politolog z Uniwersytetu Europy Środkowej w Budapeszcie. Orbán odszedł, według niego, od wartości liberalnych demokracji, bo nie dba o mniejszości, prześladuje organizacje pozarządowe, ogranicza pluralizm w mediach i uderza w niezależne sądownictwo. To standardowy zestaw zarzutów wobec węgierskiego przywódcy. Jeśli jednak wczytać się we wszystkie teksty, które ukazały się przed wyborami na Węgrzech, największą jego wadą jest to, że nie chce przegrać. To jedyny polityczny lider w Unii, który w wyborach szedł po dwie trzecie mandatów w parlamencie, a oznaką jego słabości miało być zdobycie więcej niż 50 proc. głosów. O takim wyniku prezes Kaczyński może tylko marzyć, bo choć zachodnie media lubią porównywać „autorytarne reżimy” Fideszu i PiS do politycznej skuteczności Orbána, polskiej prawicy jest wciąż bardzo daleko.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.