Jeżeli III wojna światowa ma wybuchnąć, to – jak mówią eksperci – ma się zacząć w Azji. Tylko gdzie? Na Morzu Południowochińskim? Od konfliktu między Koreami? A może, jeśli nawet dojdzie do konfliktu zbrojnego, to będzie miał on charakter tylko regionalny i raczej krótkotrwały? Owe pytania unoszą się w azjatyckim powietrzu, gdy w minionym tygodniu ląduję najpierw w Tokio, a potem w Seulu. W Kraju Kwitnącej Wiśni jestem co prawda już piąty raz, ale po długiej przerwie moja ostatnia wizyta w tym dziesiątym najludniejszym państwie świata miała miejsce aż 16 lat temu, podczas piłkarskiego, japońsko-koreańskiego „mundialu”. Przez te półtora dekady bardzo wzrosła i na tym kontynencie, i globalnie rola Chin, a to jest główny rywal Tokio w Azji. Tym należy tłumaczyć wiele japońskich zachowań i decyzji, lub brak decyzji. Nippon czy Nihon, odbierany jako część politycznego Zachodu, nie dołączył do euroatlantyckich, a więc zachodnich właśnie sankcji wobec Rosji po „sprawie Salisbury”: żaden rosyjski dyplomata nie opuścił cesarstwa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.