Maluch, kaszlak, parch, pchła, Polaquito albo po prostu polsky – ilość przydomków nadawanych fiatowi 126p to jedyna chyba dyscyplina, w której pojazd ten może konkurować z mercedesem. Prosty samochodzik dla przeciętnego zjadacza chleba, ze słabym, głośnym silnikiem i pudełkowatą karoserią niedającą szans na wygodną jazdę to prawdziwy kamień milowy w rozwoju cywilizacji technicznej w Polsce. Między czerwcem 1973 r. a wrześniem roku 2000 wyprodukowano tych maluchów ponad 3 mln. Nie ma dziś w Polsce rodziny, która nie miałaby z nim jakichś wspomnień. Do legend przeszły wakacyjne wyprawy maluchem zaprzęgniętym do dwa razy większych przyczep kempingowych, które Polacy wlekli nad Adriatyk czy Morze Czarne. Prymitywna konstrukcja bywała zawodna, ale zdeterminowany kierowca zawsze był w stanie jakoś ją uruchomić i ruszyć w drogę, nie bacząc na rdzę czy kaprysy układu elektrycznego. Samochód na początku produkcji kosztował równowartość 20 średnich pensji, ale ponieważ wtedy wszystko było reglamentowane, posiadanie pieniędzy wcale nie było gwarancją zakupu. Trzeba było mieć przydział albo przepłacać na giełdzie, bo giełdowe ceny maluchów były kiedyś średnio dwa razy większe od ceny zakupu nowego samochodu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.